poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział szósty

Nadia
Nadia już od ponad tygodnia zabierała się do nauki o starożytnym Rzymie, czego wymagała od niej poznańska uczelnia, ale nie potrafiła przeczytać ze zrozumieniem jednego zdania z książki, dopóki jej uwaga była zwrócona ku Dance. Kobieta od czasu nocy spędzonej w klubie była nadzwyczaj spokojna i poważna. Nie naigrywała się z poglądów przyjaciółek, nie oczerniała swoich wrogów, nie wypominała Nadii, że zaciągnęła ją na, jak to ujmowała, durną potańcówkę. Z jej zachowania można było wywnioskować, jakoby siatkarze stali się tematem tabu. Nadia próbowała delikatnie wyciągnąć z niej, o co chodzi. Była pewna, że ma to związek z ich ostatnim spotkaniem z siatkarzami i zapewne również z Holtem.
- Jesteś jakaś dziwna - oznajmiła pewnego wieczoru, chcąc podejść w jakiś sposób blondynkę. - Dobrze się czujesz?
- Nawet bardzo dobrze - odpowiedziała, a Nadia uniosła wysoko brwi.
Normalnie Danka wymyśliłaby ciętą ripostę bądź chociażby obrzuciła przyjaciółkę zażenowanym spojrzeniem.
- Nie to, żebym się skarżyła, ale...jak dla mnie jesteś zbyt opanowana. Przez ostatnie dwa dni obraziłaś mnie jedynie trzy razy, może nawet nie.
- Nie rób ze mnie potwora. Po prostu nie mam żadnego powodu, żeby się kłócić - odparła obojętnie dwudziestotrzylatka.
Nadia chwilę głowiła się, aż w końcu wpadła na pewien pomysł.
- Jak podobało ci się w klubie? Dobrze się bawiłaś? - zapytała.
Danusia stanęła jak zamurowana.
- Wyśmienicie - oznajmiła sucho.
- Niedawno dzwonił do mnie Maxwell - powiedziała, kładąc nacisk na imię siatkarza. - Proponuje nam kolejne wyjście. Piszesz się na to?
- Ja...ja chyba sobie odpuszczę - wyjąkała. - Mam dużo do nadrobienia w redakcji.
- Max będzie bardzo rozczarowany - stwierdziła przeciągle Nadia. - Będzie nalegał, byś się zgodziła.
- Nie obchodzi mnie, co będzie robił. Niech sobie nawet płacze i klęka na kolana, ja umiem sama podejmować decyzje!
Ta szybka i nerwowa odpowiedź zwróciła uwagę Nadii.
-  O co chodzi? Coś się tam wydarzyło, wtedy w klubie? Widzę, że...
Ale szatynka nie zdążyła dokończyć, bo Danka wyszła szybkim krokiem z kuchni i po chwili słychać było trzask drzwi wyjściowych. Nadia uśmiechnęła się pod nosem.
- Kto się czubi, ten się lubi - mruknęła.
Weszła do salonu, ułożyła się na kanapie i przez moment wpatrywała się w sufit. Danka wyszła, Amane szwędała się gdzieś po mieście; już myślała, że ten wieczór będzie musiała spędzić w samotności, gdy nagle usłyszała dzwonek. Zwlokła się z kanapy, wyszła do hallu i otworzyła drzwi. Przed nią stał Carson Clark w całej swej okazałości.
- Hej, Nadia - usłyszała i po raz kolejny uniosła wysoko brwi. Przecież wszyscy siatkarze zwracali się do niej Nadie.
- Cześć, wejdź.
Znów znalazła się na kanapie, tym razem jednak ze światowej sławy siatkarzem obok. Nie czuła skrępowania, w końcu zdążyła już go bliżej poznać, ale wciąż miała dziwne wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę.
- Przepraszam za to pytanie, ale co tu robisz? - zapytała i uśmiechnęła się delikatnie.
- To ja powinienem cię przeprosić. Niedawno skończyliśmy trening i pomyślałem, że wpadnę. Wiem, że nie wypadało tak bez zapowiedzi, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Nic się nie stało, tylko...jestem sama i w zasadzie nie wiem, czy będziesz miał jakiś pożytek z siedzenia ze mną i ględzenia o pogodzie.
Parsknęła niewymuszonym śmiechem, ale Carson spojrzał na nią poważnie.
- Z tobą mogę ględzić nawet o pogodzie. Wiesz, nie bierz tego jakoś przesadnie dosłownie, nie chcę, żebyś wzięła mnie za wariata, któremu zebrało się na wyznania, ale lubię spędzać z tobą czas.
Jego bezpośredniość lekko ją wystraszyła.
- Cieszę się - powiedziała powoli. - Ja też...lubię spędzać z tobą czas. Fajnie, że przyszedłeś; nie będę się nudzić.
- Wybierasz się na nasz następny mecz? - zmienił znienacka temat.
- Tak, jasne.
- Cieszę się. Kiedy widzę cię siedzącą na trybunach, jakoś lepiej mi się gra - wyznał.
- Och, nie przesadzaj! Wszyscy jesteście w świetnej formie, to tyle.
Zauważyła, że mężczyzna uśmiecha się pod nosem. Domyślała się, o czym może w tej chwili myśleć.
- Chciałem cię przeprosić jeszcze za coś. Pamiętasz jak się poznaliśmy? Wtedy właśnie...no, tak wyszło, że...ja...
- Gapiłeś się na mój dekolt - dokończyła za niego i zachichotała - pamiętam.
- I właśnie za to przepraszam.
- To miłe - stwierdziła, nie kryjąc, że jest pod wrażeniem. - Chyba jesteś wyjątkiem. Rzadko który facet przeprasza za takie rzeczy.
- Nie chcę, żebyś postrzegała mnie w negatywnym świetle.
- Wiesz, nie sądzę, żeby pierwsze wrażenie było takie poważne.
- A ja myślę, że czasem jest zbyt poważne - oznajmił i wbił w nią swój przenikliwy, jednoznaczny wzrok. Patrzyła na niego przerażona, bo nagle uświadomiła sobie, że nic do niego nie czuje, nic oprócz czystej sympatii. A przecież wszystko wskazywało na to, że on wpadł po uszy.

Amane
Japonka już od ponad dwóch godzin włóczyła się po ulicach Warszawy, obserwując mijanych ludzi i samochody. Wszyscy się gdzieś spieszyli, jak niegdyś ona w drodze do pracy w Tokio; różnica była taka, że panował tu o wiele mniejszy ruch i ludzie spoglądali na nią, niekiedy z uśmiechem na zmęczonych twarzach. To sprawiło, że poczuła się wśród nich normalnie, nie jak dziwoląg. Powinna czuć się tak od początku, w końcu ona też tu aktualnie mieszka, pracuje i ma jakiś cel - jak oni.
    Wsłuchiwała się w "Call it what you want" Foster The People lecące w słuchawkach, w tym samym czasie przemierzając kolejne metry chodnikiem.
    Spacer sprawiał jej wyjątkową przyjemność, tak więc rozglądała się wokół, także w górę.
Słońce dawało po sobie mocne znaki, przez co zdecydowała się na chwilę przerwy w cieniu. Ujrzała po swojej lewej stronie park i skręciła w zadrzewione miejsce.
    Usiadła na ławce pod wysokim drzewem, wyjęła słuchawki i  z zamkniętymi oczami wsłuchiwała się z przyjemnością w śpiew nieznanych jej ptaków. To wszystko było takie niesamowite.
Kiedy tu przyleciała, przeklinała w duchu to nieszczęsne miasto; teraz wydawało jej się piękne niczym Londyn. A wszystko zaczęło się układać: dostała pracę u ojca Nadii, chodziła na mecze siatkówki, poznała czym jest przyjaźń. Do tego jej zarobki były na tyle wysokie, że niewiele jej zostało do oszczędzania na bilet do Japonii. Jest coraz lepiej, nie mogę tego teraz zepsuć, myślała.
   Amane próbowała dać zawładnąć śpiewom swój słuch, póki coś bezczelnie jej nie przeszkodziło. Standardowy dzwonek Nokii rozbrzmiał w eterze tak nagle, że dziewczyna aż podskoczyła w miejscu. Szybko odebrała połączenie, nawet nie zwracając uwagi kto się do niej dobijał.
- Gdzie jesteś? - zapytała prawie niezrozumiale Danka.
- W Parku przy Toruńskiej. - niepewnym głosem odpowiedziała Azjatka.
- Krążę i szukam cię po okolicy, a ciebie aż tam wyniosło. Jeśli dalej będziesz miała takie tępo, jutro dojdziesz do Wrocławia!
- Tak jakoś wyszło - zaśmiała się pod nosem. - Coś się stało?
- Dlaczego coś miałoby się stać?
- No, wiesz...
- Po prostu chciałam z tobą pogadać.
Dziewczyna zmarszczyła brwi; wiedziała, że musi być jakiś powód do rozmowy, do od kilku dni Danka jakby unikała rozmowy z nią.
- Dobrze - powiedziała po chwili. - W takim razie może pójdziemy do domu i porozmawiamy normalnie, nie przez telefon?
- Nie mam ochoty tam wracać - burknęła, a  Ame wyczuła w jej głosie, że jest obrażona. - pokłóciłam się  Nadią.
- W takim razie się pogodzicie. No chodź, na pewno się ucieszy gdy wrócisz.
- Nie. - rzekła stanowczo. - Możemy spotkać się gdzieś indziej niż dom, na przykład w kawiarni na Jagiellońskiej! Wiesz gdzie, już prawie tam jestem, pospiesz się.
   Rozmowa zakończyła się, a Amane nie widziała innej możliwości jak po prostu iść na ugodę. Westchnęła i ruszyła w drogę.
  Krokiem podobnym do biegu dotarła do centrum miasta i już miała skręcać we właściwą ulicę, kiedy usłyszała, że ktoś woła jej imię. Obróciła się i ujrzała trzeć Amerykanów: Andersona, Holta i Lotmana, którzy zmierzali w jej kierunku. No ładnie, przemknęło jej przez myśl, Danusia będzie zachwycona.
   Zatrzymała się więc i odmachała Maxwellowi, który mocno chciał zaznaczyć swoją obecność wymachując  długim ramieniem.
- Co za miła niespodzianka! - odezwał się Matt, kiedy już podeszli do dziewczyny, a ta uśmiechnęła się do nich przyjaźnie. - Warszawa aż ciągnie na ulice, prawda?
- Tak, zwłaszcza w taką pogodę. - odrzekła. - A co was tu sprowadza?
- Chcieliśmy nieco pozwiedzać.
- Rozumiem. Proponuję wam zwiedzić warszawskie zoo, podobno jest rewelacyjne - uniosła w górę kciuki, a oni zaśmiali się jak gdyby opowiedział najśmieszniejszy kawał na świecie.
- Dobrze, a może chcesz się tam wybrać z nami?
- Niestety, nie mogę. Spieszę się na...
- Randkę? - poruszył brwiami Max.
- Jeśli za mojego partnera można uznać blondynkę z prawi nieodczepianym od twarzy uśmiechem, to tak. - zachichotała kiedy już ruszyli z miejsca po chodniku.
- Chyba jej nie znam. - zadumał się Paul.
- Chodzi o Dankę.
- Przecież ona się nie uśmiecha.
- Po prostu przy was jest... inna.
   Siatkarze kiwnęli głowami na znak zrozumienia. W dalszej drodze odzywali się w większości oni, a Japonka, jak to na nią przystało, słuchała każdej wypowiedzi z powagą wypisaną na twarzy.
- Powiedz nam. - zwrócił się do niej w pewnym momencie Holt. - Chodzisz na mecze ze względu na Nadię, czy sama interesujesz się siatkówką?
- Uwielbiam ją. W Japonii nawet grałam wiele lat na pozycji libero.
- Myślałem, że na środku. - zaśmiał się chłopak prostując maksymalnie plecy i spoglądając na nią z góry, co rozbawiło wszystkich.
Amane zauważyła z daleka szyld kawiarni i przyspieszyła kroku, a wraz z nią mężczyźni.
Po chwili stali już pod drzwiami budynku.
- W takim razie było naprawdę przyjemnie trochę z tobą pogadać. - powiedział Lotman.
- Nie wejdziecie ze mną?
- Nie jestem pewien czy Dance się to spodoba. - mruknął Matt.
- Na pewno będzie zaskoczona - uśmiechnęła się do nich.- No, chodźcie.
Dziewczyna otworzyła drzwi i uderzyło ją nieco cieplejsze powietrze. Rozejrzała się i ujrzała przyjaciółkę przy jednym ze stolików, nurzającą srebrną łyżeczkę w do połowy wypitej kawie. Podeszła do niej, a gdy ta uniosła wzrok i ujrzała siatkarzy, zmroziła dwudziestodwulatkę spojrzeniem.
Bezgłośne "przepraszam", które wypłynęło z jej ust było pełne smutku. Dosiadła się do niej, a za nią sportowcy.
- Hej, Danka! - powiedział Paul, ukazując śnieżnobiałe zęby, jednak przez kilka sekund nie otrzymał odpowiedzi.
W tym momencie Azjatka pożałowała, że zdecydowała się na ten czyn. Nie było jednak odwrotu. A może coś się zmieni? Szczerze w to wątpiła, lecz pozostawało jej tylko liczyć na cud...

Danka
Stukanie łyżeczką o spodek filiżanki trochę uspokajało Dankę. Nie było to jednak tak skuteczne, jak na przykład Give me love, śpiewane przez Eda Sheerana, ale dziewczyna nie mogła narzekać. Właśnie dziś postanowiła powiedzieć wszystko Ame. Nadia na razie odpadała.
Danka spojrzała przez szybę; przechodnie śpieszyli się do pracy, do rodziny, gdziekolwiek. A ona tkwiła tu bezustannie. Nie chodziło jej o kawiarnię, nie, lecz o miasto. Od kilku lat robiła to samo, wpadła w rutynę - praca, dom, praca...
Nagle drzwi wejściowe od kawiarni otworzyły się i Danusia zobaczyła w nich Amane i trzy bezpańskie kundelki. Na ich widok Danka upuściła łyżeczkę na stolik.
Cała trójka ruszyła w głąb kawiarni, za Ame, jednak blondynka miała ogromną nadzieję, że siatkarze wybiorą inny stolik, albo w porę się rozmyślą, albo...
- Hej, Danka! - pierwszy odezwał sie Paul, siadając naprzeciwko dziewczyny. Danusia uśmiechnęła się kwaśno.
Max i Matt kolejno zajmowali miejsca przy stole, a Azjatka usiadła obok przyjaciółki, posyłając jej jedynie przepraszające spojrzenie.
- Jaki piękny dziś dzień - zagaił Anderson, patrząc po wszystkich wesoło. - Aż chce się pójść na spacer, lub piknik!
- Piknik! - powiedział głośno Lotman. Z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
- Danusiu, Ame... - zwrócił się do dziewczyn Matt. - A co wy na to?
Danka otwierała już usta, by zaprzeczyć, ale Amane ją ubiegła.
- Bardzo chętnie - powiedziała, uśmiechając się lekko, dając tym samym do zrozumienia, że i jej się ten pomysł spodobał.
- A ty? - Max spojrzał na Dankę, oczekując odpowiedzi.
Dziewczyna zmrużyła oczy do granic możliwości, ale doskonale widziała pełną satysfakcji twarz Holta.
Bądź miła, bądź miła - mówił cichy, słodki głosik w jej głowie.
Ale tak się nie da! - wrzasną drugi, zdenerwowany i na granicy wytrzymałości.
- To bardzo dobry pomysł - powiedziała, kiedy oba głosy ucichły.
Siatkarze popatrzyli po sobie i nawet Amane była bardzo zdziwiona zachowaniem blondynki. - Ale mam dużo pracy w redakcji.
- Wybierzmy się w jakiś wolny dzień - powiedział Lotman.
Siatkarze zgodnie pokiwali głowami, a Amane nadal przyglądała się przyjaciółce. Tym razem z zaciekawieniem.
- W mojej redakcji akurat nie ma dni wolnych. - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko. - Ale dzięki za pamięć. Nadii ten pomysł się spodoba, ją powinniście zaprosić. - Puściła oczko, gdy w tym samym momencie usłyszała dźwięk swojej komórki - przyszedł jej sms.
Był to Dyzio.
Hej, zapraszamy cię na Maraton Męskiej roboty, wiesz - wino i dobry humor w jednym!
Danka ożywiła się.
Wszystko było lepsze od siedzenia w tej budzie z kundelkami i Ame, a że Dionizy był jej przyjacielem, nie mogła mu odmówić.
Pożegnała się z przyjaciółką, a potem z siatkarzami i zostawiła ich z zaciekawionymi i zdziwionymi minami.
A przecież o sprawie z Maxem mogła powiedzieć Ame później.

***
Hej, hej! Z tej strony caro, znowu... Tak jest - wznawiamy! :) Nie wiem, czy kogokolwiek to zainteresuje i ponadto czy wybaczycie nam tę dłuuugą przerwę, ale bądźcie wyrozumiali - prowadzenie bloga we trójkę, podczas gdy każda z bloggerek pisze jeszcze swojego osobistego bloga, nie jest łatwe.
W każdym razie wracamy i liczymy na ponowne, miłe przyjęcie! :*

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdział chociaż nie moja tematyka , a jednak.
    Mam troszkę do nadrobienia , ale weekendowo ...deszczowo więc ogarnę :)
    Liczę na to że będziecie pojawiać się częściej , chociaż wiem jakie to trudne ...ale trzymam kciuki...
    Więc Weny kochane i czasu ::D
    Do następnego!

    Ann.
    http://wiaze-z-toba-codziennosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń