sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział piąty.

Nadia.
Nadia jeszcze przez kilka dni powracała myślami do przebiegu ich spotkania z siatkarzami. Starała się to ukrywać, ale była lekko zirytowana zachowaniem Danki. Z jednej strony ją rozumiała - siatkarze byli zwykłymi ludźmi, zupełnie podobnymi do jej znajomych ze studiów czy nawet do nich samych, ale byli jednocześnie wyjątkowo utalentowanymi sportowcami, którym tak czy siak należał się szacunek. Danka według niej zachowała się podle. Zdawała sobie sprawę, że blondynka ma trudny charakter, słynie z ciętego języka i nieprzemyślanych wypowiedzi, ale chociaż ten jeden raz mogła się zachować. Nie znała jej od tej strony i zastanawiało ją jej zachowanie. Próbowała kilka razy dyskretnie dowiedzieć się od niej, o co chodzi, ale Danka zbywała ją. Albo coś przede mną ukrywa, albo rzeczywiście nie ma nic na rzeczy - myślała szatynka.
W końcu odpuściła i zajęła się nauką, bo obiecała sobie, że nie będzie zaniedbywała studiów. Ponadto zbliżał się jej upragniony mecz Amerykanów i Ukraińców. Początkowo była przerażona, kiedy okazało się, że bilety na to spotkanie zostały wyprzedane już dawno temu.
- Można było się tego spodziewać - mruknęła do Amane.
Na szczęście Dance udało się załatwić im miejsca tuż przy boisku, które sprezentowała jej redakcja za udany artykuł. Nadia była szczęśliwa jak nigdy i tym bardziej cieszył ją fakt, że być może po meczu znów zobaczą się z siatkarzami, bowiem podczas ich ostatniego spotkania Matt, Carson, Paul i Maxwell dali im swoje numery. Nadia nie ukrywała faktu, że spotkania ze sławnymi, utalentowanymi i rzeczywiście przystojnymi sportowcami niezwykle jej odpowiadają, ale była z natury rozważna w nawiązywaniu kontaktów, nie działała impulsywnie i oczywiście starała się poznać ludzi od środka.
Dzień meczu nadszedł z niesamowitą szybkością. Emocje sięgały zenitu. Gdy Nadia ponownie przekroczyła próg hali Ursynów i zasiadła razem z Ame tym razem bardzo blisko boiska, znów ogarnęła ją ogromna euforia. Niemalże czuła, jak jej serce pompuje krew z podwójną szybkością. Nawet nie zauważyła, kiedy siatkarze wkroczyli na boisko i odśpiewali hymny. Zauważyła, że Carson Clark spogląda na nią kilka metrów dalej. Uśmiechnęła się do niego ciepło i skupiła całą swoją uwagę na słowach spikera.
Mecz rozpoczął się i kobieta zobaczyła, jak kibice, głównie polscy, szaleją na trybunach. Oglądanie siatkarzy z tak bliskiej odległości zawsze było dla Nadii niesamowitym przeżyciem. Każda akcja rozgrywała się niemalże przed jej nosem. Raz nawet piłka śmignęła w jej stronę z zawrotną szybkością. Zauważyła, że Carson rzuca się za nią. Mało brakowało, a wpadłby na trybuny. Wracając na boisko, zdążył jeszcze wyszczerzyć się i mrugnąć w jej stronę. Nadia zarumieniła się po same uszy, jak to miała w zwyczaju i wbiła wzrok w Ukraińca, szykującego się do zagrywki. Pierwszy set Amerykanie wygrali gładko i szybko, bez zbędnego wysiłku. Podobnie działo się w dwóch następnych. Nadia i Amane były zachwycone niezwykłą formą siatkarzy z USA. Powstały i wiwatowały, gdy Matt odbierał statuetkę zawodnika meczu, a tym bardziej, gdy razem z resztą drużyny opuszczał boisko. Kobiety również powoli wyszły na zewnątrz, gdzie spotkały Dankę. Wyglądała na obrażoną.
- Gdyby nie wy i wasza głupia fascynacja, już dawno siedziałabym wygodine przed telewizorem i zajadała się Cheeriosami.
- Danka, proszę...chociaż dziś bądź dla nich miła. Przypominam, że to dzięki mnie masz jak wrócić do domu - oznajmiła Nadia z anielską cierpliwością i uśmiechnęła się delikatnie.
Przyjaciółki stały tak jeszcze przez chwilę. Amane poważna, Danka wciąż lekko naburmuszona i Nadia rozcierająca swoje jak zawsze zimne dłonie. Po chwili rozdzwonił się telefon sztynki. Wskazała przyjaciółkom ekran. M. Holt
- Halo?
- Hej, Nadie! Gdzie jesteście?
- Na zewnątrz, przy głównym wejściu.
- To się dobrze składa, bo mamy dla was propozycję, oczywiście jeśli szanowna księżna Danuta łaskawie wyrazi na to zgodę - zarechotał.
- Max, proszę...
- Tak, wiem, wiem, miała gorszy dzień - mruknął rozbawiony - W każdym razie pytam, czy nie zechcecie pójść z nami do klubu.
- Dziś? No nie wiem, jest już trochę późno... - stwierdziła i napotkała pytające spojrzenia przyjaciółek.
- Oj, daj spokój! Carson nie kazał mi tego przekazywać, ale ma ogromną nadzieję, że pójdziesz razem z nami.
Nadia westchnęła i poczuła, że na jej policzki znów wpływa niechciany rumieniec.
- No, dobrze - odparła po chwili ciszy - jeśli tylko dziewczyny nie będę miały nic przeciwko temu. Czekamy na was przed halą.
Rozłączyła się i odetchnęła głęboko. Tej nocy czekały ją niesamowite wrażenia.

Amane.
Kiedy dziewczyny były już w domu, Amane usiadła w salonie, znalazła swoją książkę, którą przywiozła z Japonii i próbowała się zaczytać, lecz przerywała usłyszawszy ostrą wymianę słów Polek, a w pewnym momencie aż atak Danki. Nie rozumiała o czym mówią, ale coś jej podpowiadało, że to nic miłego. Dziewczyna wpatrywała się w mimikę ich twarzy, póki Danusia nie odwróciła się do Japonki.
- Ona chce nas zabrać do klubu. - poskarżyła się.
- To chyba dobrze, przecież podobno lubisz tam chodzić?
- Ale tam będą ci Amerykanie!
- Cóż, to może być coś niezwykłego świętować z dzisiejszymi zwycięzcami. - wyznała.
- Dlaczego do was nie dociera, że to są normalni ludzie? Tak samo jak my, chodzą na imprezy, mają znajomych i tym podobne.
- W takim razie czemu nie chcesz iść?
- No bo... Oni mnie nie lubią. - mruknęła blondynka.
- Że co?! - wtrąciła Nadia - Wcale tak nie jest, to ty zgrywasz nie wiadomo kogo i nie zaszczycisz ich nawet swoją obecnością.
- Po prostu nie chcę się im narzucać.
- Zamiast tak głupio gadać, wybrałabyś jakieś pasujące ubrania. No już, idź szukać!
Blondynka jeszcze przez chwilę próbowała namówić przyjaciółkę do pozostania w domu, ale w końcu zrezygnowała z tego i podreptała do swojego pokoju. Po chwili trzasnęły też drzwi od pokoju Nadii.
Amane siedziała wciąż na tym samym miejscu, nie wiedząc co zrobić. Nigdy nie była w miejscu, które często opisywały jej dziewczyny; podobno można tam było się napić i dobrze zabawić. Wstała i poszła na korytarz. Chwilę się wahała, po czym weszła niepewnie do pokoju Danki.
- Hej. - odezwała się Japonka podchodząc bliżej dziewczyny, która szukała czegoś w wysokiej szafie.
- Jak się masz? - zapytała tamta uśmiechając się promiennie. Wiedziała, że jest to nieszczery uśmiech, ale mimo tego chętnie go odwzajemniła. - Wiesz już co ubierzesz?
- Rzecz w tym, że kompletnie nie mam pojęcia co jest stosowne do takiego miejsca. - powiedziała cicho.
- Nigdy nie byłaś na dyskotece?
- Nie. - zaśmiała się pod nosem na widok rozdziawionych ust jasnowłosej.
- Wow, tego się nie spodziewałam - rzekła Polka - Pożyczę ci coś, poczekaj.
Po tych słowach ponownie zniknęła w stertach ciuchów, by po chwili wyłonić się z nich z krótką, srebrzystą sukienką. Kiedy Amane ujrzała mieniący się materiał, miała ochotę nawet na pieszo zwiać do Londynu. Uśmiechnęła się tylko niemrawo, bo nie miała odwagi wypowiedzieć tego na głos.
- Wydaje mi się, że będzie ci pasować. - wyszczerzyła się rzucając ubraniem w Azjatkę. - No dalej, leć ją przymierzyć!
- A ty, co wybrałaś?
- Nic specjalnego, nie będę się stroiła dla tych siatkarzy. - prychnęła - Jeszcze tego brakuje, żeby pomyśleli, że zależy mi na ich zdaniu.
- Rozumiem. - mruknęła skośnooka - W takim razie do zobaczenia za chwilę.
  Przeszła na drugą stronę, do siebie gdzie po chwili wahania przyodziała sukienkę i spojrzała w lustro. Nie lubiła tego robić, lecz w tej sytuacji nie miała wyjścia. Postarała się zwracać uwagę tylko na najważniejsze aspekty.
Sama długość jej nie zadowalała; tylko połowa uda była zakryta, a materiał na końcach gryzł w skórę. Na dodatek opinała ona jej ciało, ukazując delikatne, kobiece kształty, które na codzień starała się chować. Cienkie ramiączka spowodowały, że ramiona wyglądały, według niej, okropnie. Zdecydowała się, że ukryje je pod kruczoczarnymi pasmami włosów, więc rozpuściła wysoki, koński ogon.
Kiedy po raz kolejny westchnęła po ujrzeniu swej twarzy, z powrotem podążyła do salony i z cierpliwością czekała na dziewczyny, a potem raz wyszły za cel obierając sobie owe cudowne miejsce.

Od kiedy przybyły do klubu, minęło około godziny, a Amane zupełnie nie wiedziała jak się zachowywać wśród wręcz za głośnej muzyce i oślepiających świateł.
Tego problemu nie miała Nadia, która od ponad kwadransa tańczyła na parkiecie otoczona ludźmi, a najbliżej niej znajdował się Clark. Poza tą dwójką, reszta znajomych siedziała na kremowej kanapie otaczającej stół.
Poza sporadycznymi rozmowami, w których nie zamieniła więcej jak kilkanaście słów, nie miała kontaktu z siatkarzami, ale nie przeszkadzało jej to. Wszyscy wpatrywali się w tłum, jednak nie spieszyło im się, by do nich dołączyć, a ciemnowłosa
- Kiedy patrzę na tych roztańczonych ludzi, czuję się nieswojo, że mnie z nimi nie ma. - powiedział Anderson wstając, po czy,m spojrzał na dziewczyny - Idze któraś z was ze mną?
- Nie dziękuję - odrzekła poważnie Amane.
- A ty? - zwrócił się do Danki
- Chyba śnisz. - odburknęła, a siatkarz zaśmiał się cicho i odszedł.
- Mogłabyś być trochę milsza. - Azjatka zwróciła się do Danuty.
- Pieprzyć to.
- Przecież nie chciał zrobić niczego złego!
- To dlaczego ty z nim nie poszłaś? - wbiła chłodne spojrzenie w przyjaciółkę. Ame nie widziała jej nigdy tak bardzo pozbawionej pozytywnych emocji. Już miała się odwracać bez odpowiedzi na zadane pytanie, lecz coś w niej zapragnęło buntu.
- Masz rację: pieprzyć to, wszystko. - dopiła resztkę drinka, zrobiła minę pod tytułem "teraz patrz co potrafię" i odwróciła się do pozostałych mężczyzn - Czy któryś z was ma ochotę tańczyć?
Danka zdławiła w sobie nagły wybuch śmiechu, co zmotywowało pytającą jeszcze bardziej i uśmiechnęła się najładniej jak potrafiła.
- Wybacz, okropnie boli mnie noga po meczu - odezwał się Maxwell. - Cudem chłopaki mnie tu wyciągnęli.
- Za to ja chętnie pójdę. - Lotman podniósł się z miejsca i stanął naprzeciw dziewczyny.
- Znakomicie - spojrzała na jego wesołą twarz, obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
Podążyła z siatkarzem na środek i po prostu starała się naśladować ruchy innych, lecz miała wrażenie, że idzie jej to wyjątkowo źle.
- Podoba mi się twoja sukienka - krzyknął jej do ucha Paul. - Wyglądasz w niej wyjątkowo... uroczo.
Dziewczyna zignorowała ten "komplement" dając tym samym do zrozumienia, że był on nie na miejscu; próbowała ponownie wczuć się w muzykę.
Szybko odnalazła Nadię, ale to Paul upominał się o taniec z nią. Stwierdziła, że gdyby odmówiła mu, byłoby mu przykro, bo przecież to ona zaciągnęła go na parkiet. Choć sama nie chciała się do tego przyznać, zależało jej na tym, by mężczyzna myślał o niej jak najbardziej pozytywnie. Ba, każdy miał o niej dobrze myśleć!
W pewnym momencie ktoś dotknął jej ramienia, więc obróciła się i ujrzała swoją przyjaciółkę, szatynkę.
- Gdzie jest Danusia? - zapytała
- Została przy stoliku.
- Sama?
- Nie, został z nią Max.
- A co jeśli wpadnie na jakiś głupi pomysł? Albo ucieknie?
- Wydaje mi się, że jest na tyle dojrzała, że nie popełni żadnego głupstwa. - uśmiechnęła się do zmartwionej Polki. - Spokojnie, da sobie radę.
  Chyba...

Danka.
Chamskie siorbanie drinka przez słomkę już dawno przestało sprawiać Dance przyjemności, zwłaszcza, że siatkarz blondyn, z którym została sama przy stoliku, posyłał w jej stronę coraz to dziwniejsze spojrzenia.
- Coś nie tak? - zapytała w końcu, nawet nie próbując być miła.
- Zastanawiam się co robisz. - Uśmiechnął się w odpowiedzi, dając Danusi do zrozumienia, że się z niej nabija.
- Równie dobrze możesz iść na parkiet i spróbować robić z siebie idiotę, jak twoi koledzy.
- Nie mam partnerki. - Znowu ten głupi uśmiech, który powoli zaczynał denerwować dziewczynę. Max wyczuł to, bo znów odezwał się, znacznie podnosząc kąciki ust do góry. - Polki są bardzo ładne. - Zmierzył blondynkę wzrokiem, po czym lekko się skrzywił. - No, niektóre Polki.
- Nie martw się, na takiego chama nie polecą - odgryzła mu się Danka, wyciągając z kopertówki swojego samsunga. Sprawdziwszy godzinę, schowała go z powrotem.
Powoli zaczęła zastanawiać się ile jeszcze będzie musiała użerać się z tym idiotą. Kiedy dziewczyna o tym myślała, szukając nowych przymiotników określających Holta, do stolika podbiegła Nadia oraz Carson, dobrze czujący się w swoim towarzystwie.
- Dlaczego nie idziecie na parkiet? - zapytała brunetka, ale w odpowiedzi Danusia posłała jej mordercze spojrzenie.
- Ja bym chętnie poszedł...
- To dlaczego, do cholery, nie pójdziesz? - krzyknęła blondynka, kierując to pytanie do Holta, któremu przerwała w pół zdania. - Miałabym wreszcie święty spokój!
- Ale polubiłem cię - urwał, a na jego twarzy pojawiła się mieszanka satysfakcji z dobrą zabawą. - denerwować.
Danka zmrużyła oczy, po czym wstała z miejsca.
- Ja stąd idę - oznajmiła stanowczym głosem i już chciała rzucić jakimś hasłem w pana chamskiego lorda Holta, ale Nadia powstrzymała blondynkę, łapiąc ją za nadgarstek.
- Proszę, zostań - poprosiła przyjaciółkę, posyłając jej lekki uśmiech. - Przecież nie musisz tu z nim siedzieć, chodź do nas, na parkiet.
Danka przegryzła dolną wargę, poważnie zastanawiając się nad prośbą Nadii. Na prawdę miała dość Maxa i jego docinek, ale tańczyć również nie miała zamiaru. Z dwojga złego już lepszy był ten parkiet.
- Okej - mruknęła blondynka i powolnym krokiem ruszyła za przyjaciółką i Clarkiem.
Na parkiecie spotkała Andersona, a raczej Andersona podpierającego ścianę. Ściągnąwszy maskę niemiłej i nieco chamskiej, Danka podeszła do Matta i w taki sam sposób oparła się o ścianę.
- Nie tańczysz - zapytała chłodno, karcąc się za to w myśli. Jednak nie potrafiła być uprzejma.
- Nie - odpowiedział. - Dobrze mi się wydaje, że masz gorszy humor, niż wcześniej?
- Wydaje mi się, że wydaje ci się dobrze.
- Więc co się takiego stało?
- Twój niewydarzony koleżka Maxwell się stał. On mnie chyba nienawidzi. Ale co ja mu zrobiłam?
- Musisz mu wybaczyć - zaśmiał się Anderson, ale Danka pokręciła ze złością głową.
- Wcale nic nie muszę - mruknęła, ale chyba z powodu tak głośnej muzyki, Matt tego nie dosłyszał. - A piekło dla pana Holta dopiero się zaczęło.

Danka jednak dała się skusić na jeden taniec z Andersonem. Nawet pięć. I nawet gdyby bardzo chciała zostać przy złym stosunku do amerykańskich siatkarzy, to nie mogła, bo, polubiła Matta, jak i Paula oraz Carsona, z którymi także zdarzyło jej się porozmawiać. Jednak nastawienia do Maxa zmienić nie chciała, bo chłopak sam się o to prosił.
Zmęczona i wyczerpana, przypomniała sobie, że przy stoliku zostawiła swoją torebkę, więc, omijając tańczące pasy, ruszyła do przodu. Kiedy doszła do celu, ujrzała Holta, znów siedzącego w tym samym miejscu.
- A ty dalej tu? - zapytała, sięgając po torebkę.
- Jak widać.
- Zapuściłeś korzenie? - zadrwiła, a w tym samym momencie chłopak wstał.
- Słuchaj, przepraszam za moje wcześniejsze słowa - powiedział i Danusia parsknęła śmiechem.
- A co się takiego  stało, że mnie przepraszasz? Godzina w samotności? Drinki?
- Nieważne. Przepraszam.
- Wiesz, ze ze mną zadarłeś? - Podeszła bliżej chłopaka i zmrużyła swoje jasne oczy. - Ja tak łatwo nie zapominam.
Max tylko uśmiechnął się pod nosem, ale to co zrobił potem, przeszło Danki najstraszniejsze z wszystkich koszmarów. Ot tak ujął ją za podbródek i delikatnie musnął jej usta swoimi. A ona zmuszona do bliższego kontaktu z siatkarzem, po chwili gwałtownie oderwała się od niego i z całej siły uderzyła go w twarz z otwartej dłoni.
- Nigdy więcej tego nie rób - warknęła i zniknęła w tłumie.
A potem, po znalezieniu Nadii oraz Amane i poinformowaniu ich o jej wcześniejszym powrocie do domu, wyszła z klubu. I na nieszczęście cały czas czuła na ustach usta Maxa.

* * *

Napisałam to po trzeciej nad ranem, więc może coś się tam nie zgadzać :D Co ja pieprzę, wszystko się nie zgadza. Jeszcze raz zachęcam was do mobilizowania nas w komentarzach. Miło się je czyta i motywują. Cholernie. Więc do następnego i dziekuję! Karolajn :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział czwarty.

Nadia
Przez następne kilka dni Nadia wyszukiwała informacje o kolejnych meczach, na które mogłaby wybrać się razem z Amane. Nie chcąc pożyczać pieniędzy od ojca, postanowiła pomóc mu w jego firmie i jednocześnie uczciwie zarobić na bilety. Już zapomniała na dobre o incydencie po meczu Amerykanów i Bułgarów, a jakież było jej zdziwienie, kiedy pewnego późnego ranka podczas śniadania Danka zaproponowała jej i Amane spacer. To brzmiało całkiem zwyczajnie, ale nie było w stylu dwudziestotrzylatki. Ona coś kombinuje - pomyślała Nadia.
- Po prostu brakuje mi świeżego powietrza - wytłumaczyła blondynka z nikomu nieznanym spokojem. Nadia zakrztusiła się przełykaną bułką i Amane musiała długo klepać ją po plecach, by przestała kasłać. Danka obserwowała tę scenę z obrażoną miną.
- Ciągle siedzę zamknięta we własnym pokoju - kontynuowała jak gdyby nigdy nic - i poprawiam artykuł albo grzebię się w zdjęciach. Mnie też się coś od życia należy.
- Jasne, oczywiście! W takim razie chodźmy! - zarządziła Nadia i porwała swoją komórkę, po czym wybiegła na zewnątrz. Przyjaciółki dołączyły do niej po dłuższej chwili.
- Masz zamiar iść tak na miasto? - zapytała Amane z uśmiechem i zmierzyła wzrokiem szatynkę. Miała na sobie piżamę - białą, sportową koszulkę i krótkie spodenki w kwiaty.
- A czemu nie? To tylko spacer, nie jakaś randka. Poza tym jestem ubrana na sportowo, pasuje idealnie! - oznajmiła i machnęła lekceważąco ręką.
- I nie masz na sobie stanika - szepnęła jej do ucha Danusia i zaśmiała się szyderczo.
- Idziemy! - w odpowiedzi Nadia stanowczo tupnęła nogą i ruszyła przed siebie. Przyjaciółki musiały pobiec, by ją dogonić.
- Zarobiłam wystarczająco dużo, by kupić bilety na kolejny mecz Amerykanów. - oznajmiła Nadia z entuzjazmem - Szkoda, że przegapiłyśmy spotkanie Kuby i Ukrainy, ale nie chciałam znów wyciągać pieniądze od taty. Już wystarczająco dużo moich zachcianek spełnił.
- A ja nie mam zamiaru naciągać ciebie - jęknęła Amane - Płacisz za moje bilety, a to lekka przesada.
- Skoro nie możesz tego przełknąć, to pomagaj mi w firmie. Tata na pewno się zgodzi, a ty będziesz miała czyste sumienie i może przy okazji zarobisz trochę pieniedzy na powrót. Oczywiście nie chcę, żebyć wyjeżdżała, ale...
- Naprawdę mogę?
- Tak, jasne.
Amane przytuliła szatynkę, ale po chwili oderwała się od niej na dźwięk imienia ich przyjaciółki.
- Danka? - usłyszały głęboki, niski głos i odwróciły się.
- Chyba jeszcze śpię - wyszeptała Nadia.
Przed nimi stał Matt Anderson, Maxwell Holt, Paul Lotman i Carson Clark.
- Hej - przywitała ich blondynka mało entuzjastycznie - Co tu robicie?
Nadia szturchnęła ją w bok, dając jednocześnie znak, by zmieniła ton głosu.
- Zwiedzamy okolicę, jeżeli zwiedzaniem można nazwać zgubienie się w środku miasta - odpowiedział Paul z przekąsem.
- Może przedstawisz nam swoje koleżanki? - zapytał Matt zadziornie. Danka wywróciła oczami.
- Jaaasne...to jest Amane, a to Nadia - wskazała kolejno na przyjaciółki.
- Czy mogę mówić do ciebie Nadie?* - Matt zwrócił się do szatynki z uśmiechem - Masz strasznie trudne imię.
- Oczywiście - odpowiedziała szybko po polsku, a Danka była wręcz pewna, że jest to spowodowane hipnotyzującym spojrzeniem niebieskich oczu siatkarza, jednak po chwili usłyszała opanowany, niski głos przyjaciółki - I mean, of course!**
- Mamy rozumieć, że wy wybrałyście się na poranny spacer? - zapytał Carson, a jego spojrzenie powędrowało niebezpiecznie nisko na odznaczające się piersi Nadii. Gdy zorientował się, że kobieta wpatruje się w niego wystraszona, speszył się i przeniósł spojrzenie na Dankę.
- Staramy się, by nasze umysły były w dobrej formie, w związku z czym dotleniamy je - odpowiedziała bez zająknięcia.
- Danka opowiedziała nam, co stało się po waszym ostatnim meczu i w ramach podziękowania... - tu spojrzała wymownie na przyjaciółkę, na co ona spiorunowała ją wzrokiem, ale po chwili oznajmiła nieco zbyt uprzejmym tonem:
- Tak, oczywiście! Dacie zaprosić się na kawę do naszego mieszkania? Chyba, że wolicie gdzieś na mieście...
- Chętnie zobaczymy jak mieszkacie - powiedział Matt i uśmiechnął się szeroko.
Cała siódemka ruszyła w stronę bloków. Nadia szła tuż obok Carsona, który przypadkowo otarł swoją dłonią o jej dłoń. Całkiem przypadkowo.

*Nadie - czytaj: Nadi
**I mean, of course! - To znaczy, oczywiście!


Amane
Amane szła w milczeniu już ponad dziesięć minut, mając z jednej strony Dankę, która niewiele mówiła, za nią Andersona, Nadię i Clarka, a z drugiej Lotmana zatraconego w rozmowie z z Holtem. Gołym okiem można było zauważyć, że obecność siatkarzy ją krępuje i wcale się z tym nie kryła. Z wzrokiem utkwionym w swoich turkusowych balerinkach, przysłuchiwała się rozmowom, choć żadna szczególnie jej nie zainteresowała.
Kiedy byli weszli do domu, Amane poszła od razu do kuchni, gdzie po chwili znalazła się też Nadia, która wstawiła wodę w czajniku i zaczęła czegoś szukać po szafkach.
- Nie widzi mi się to spotkanie - wyszeptała Japonka gdy zaparzyła dzbanek herbaty malinowej.
- Dlaczego? Jak na razie są dosyć mili.
- No wiesz, jakoś im nie ufam.
- Przesadzasz, Ame - zapewniała ją, wciąż mówiąc dość cicho, ale z uśmiechem na ustach. - Zaraz się przekonasz.
Dziewczyny wzięły dzbanek, kubki i wysypały na ozdobny talerz kilka rodzajów ciastek jakie miały i poszły do pokoju, gdzie Danka bawiła się swoimi włosami, a mężczyźni błądzili wzrokiem po ścianach. Kompletny brak rozmów nie wróżył za dobrze.
- I jak wam się podoba nasz kraj? - zagaiła Nadia.
- Całkiem... nieźle. - odpowiedział Holt patrząc na obraz przedstawiający tulipany w perłowym wazonie. Spuścił nieco wzrok na Dankę, lecz ona obrzuciła go karcącym wzrokiem.
- Tak, jest przyjemnie. - odezwał się Clark gdy rozkładały to, co przyniosły. Skończywszy usiadły na wolnych miejscach.
Na moment zapanowała cisza, lecz przerwał ją Anderson.
 - Cóż, muszę przyznać,że macie tu bardzo przytulnie. Długo razem mieszkacie?
- Wraz z Danką zajmujemy te lokum od trzech lat. Amane przyleciała tu niedawno przez przypadek i już od pierwszego dnia jest z nami.
 - Przez przypadek? - zapytał ciemnowłosą Clark, a ona zrozumiała, że musi mu odpowiedzieć, niestety.
- Um... Tak, to wszystko nie było planowane. Miałam polecieć z Tokio prosto do Londynu, lecz przez błąd kasjerki skończyłam podróż w Warszawie. Nie mogłam się nawet stąd ruszyć, a dziewczyny przygarnęły mnie do siebie i jestem tu aż do dnia dzisiejszego.
 - Nic dziwnego, że nie mogłaś się ruszyć, Polska jest piękna. - odezwał się pierwszy raz tego dnia Lotman. Japonka spojrzała na niego lekko zdziwiona. - Podoba ci się tu, prawda?
- Tak, jest świetnie, ale mimo tego muszę wrócić do Japonii
- Dlaczego?
- Mój... młodszy brat potrzebuje opieki, jest po wypadku. - wypowiedziała pierwsze co jej przyszło na język.
- Rozumiem, przykro mi. - uśmiechnął się pokrzepiająco, co odebrała jako zwycięstwo.
- Taak, nam też jest bardzo przykro. - powiedziała Danuta dając nacisk na dwa ostatnie słowa, tym samym patrząc na nią wymownie, a ta tylko pokiwała smutno głową.
- Paul ma rację, Polska jest cudowna! - ożywił się Matt biorąc do ręki kubek z napojem. - A atmosfera w czasie meczu za każdym razem mnie zadziwia. Byłyście z Amane na meczu?
- Tak, gratuluję wygranej, jak najbardziej zasłużonej. - chwaliła siatkarzy szatynka. - Emocje do samego końca!
- Staramy się jak możemy - wyszczerzył się Clark. - Dla kibiców wszystko.
  Amerykanie wraz z Nadią zaczęli się śmiać, a Amane spojrzała na znudzoną Danutę i, próbując ją rozweselić, pokazała jej dyskretnie język. Wyprostowała plecy i położyła ręce na kolanach udając, że zachowuje powagę. Wsłuchała się w relację zawodników z całego meczu, choć niezbyt ją to ciekawiło.
  Nie była świadoma, że czyjeś ciemnobrązowe oczy cały czas ją obserwują...

Danka
Od ponad godziny siatkarze USA siedzieli w mieszkaniu trzech przyjaciółek, a Danka miała wrażenie, że dla jej współlokatorek jest to wymarzony spędzony czas, najskrytsze sny, które w mgnieniu oka się spełniły. Zwłaszcza dla Nadii, która chętnie rozmawiała z Mattem czy Carsonem. Amane równie dobrze rozmawiało się ze sportowcami, lecz Danusia szybko ujrzała w jej oczach to, co zobaczyła w dniu w którym się spotkały. Nieufność.
Blondynka natomiast cicho siedziała w fotelu, próbowała wsłuchać się w rozmowy przyjaciółek z Amerykanami, chciała nawet stwarzać pozory miłej, sympatycznej. Ale nie umiała.
Obecność siatkarzy niezupełnie robiła na niej wrażenie, bo nadal traktowała ich jako normalnych ludzi. Bo nimi byli.
Po części rozumiała jednak zachowanie przyjaciółek, były w otoczeniu największych sław siatkówki i może najprzystojniejszych facetów z tego kręgu, ale ich ciągłe uśmieszki, komplementy i inne słodzenia przyprawiały Danusię i mdłości.
- Chciałbym kiedyś spędzić więcej czasu w Polsce aniżeli tylko na Mistrzostwach Świata - zagaił Matt, obracając w dłoniach kubek z niedopitą herbatą i uśmiechając się do każdej z nich. - Polecacie jakieś miejsce do wypoczynku w waszym kraju?
- Myślę, że nad Bałtykiem jest idealnie. - Uśmiechnęła się do niego Nadia. - Albo w Zakopanym.
- Albo w Pipidówie Wielkiej - wyrwało się Dance, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Wszystkie pary oczu zwróciły się w jej stronę i dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.
- To jakaś specjalna miejscowość? - zapytał Max.
Podniosła jedną brew do góry, kiedy chłopak wyszeszczył się do Danki.
- Nie specjalnie - mruknęła, wciąż badawczo przyglądajac się Holtowi.
- Ale może kiedyś się tam wybierzemy? - Teraz temat zaczął drążyć Clark.
Blondynka strzeliła facepalma i po chwili usłyszała Nadię.
- Ona tylko żartowała. - Cały czas się szczerzyła, próbując usprawiedliwić przyjaciółkę.
- Lepiej powiedzcie jak chcecie spędzić wakacje. - Amane próbowała ratować temat, ale siatkarze posłali sobie krótkie spojrzenia.
Nie chcąc dalej uczestniczyć w całym cyrku przepełnionym słodkością, blondynka wstała ze skórzanego fotela i z prędkością błyskawicy udała się do drzwi królestwa, przemierzając całą długość salonu.
- A ty gdzie? - zapytała Nadia, dziwiąc się postawą przyjaciółki.
- Do mojej własnej pipidówki. - Wyszczerzyła się do siatkarzy i zniknęła za futryną, trzaskając z całych sił drzwiami.

--------------------
Witam, tu ja, Misu :>
Chyba każdy wiedział, że ta znajomość potoczy się dalej, więc spotkanie dziewczyn z siatkarzami nie było jakąś wielką niespodzianką. Mimo wszystko niektóre zachowania są zadziwiające, muszę przyznać ;>
Karolina (karolajn) każe mi przeprosić, że "takie gówno jej wyszło" co jest nieprawdą i dobrze o tym wie, co jej cały czas mówię ;D
No nic, nie piszę już nic na siłę. Do następnego! :)

środa, 7 sierpnia 2013

rozdział trzeci

Danka
Dance wydawało się, że droga na przystanek niemiłosiernie dłużyła się, jak ser w jej ulubionej pizzie, a szła szybciej niż zwykle. Szła? Nie, Danka biegła i założyłaby się o płytę Mursa, która grzecznie spoczywała na jej pułce, że zrzuciła co najmniej kilogram. Choć zrzucać nie potrzebowała. Kilometry, które przebyła, przełożyłyby się na najdłuższy maraton w Polsce, oczywiście w mniemaniu Danki, która już powoli traciła siły.
- Nie, Danuto - mówił jej cichy głosik w głowie. - Zaraz po przyjeździe do domu zaserwujesz sobie najpyszniejszy na świecie jogurt, a siły podładujesz najenergetyczniejszymi kawałkami Paramore, tylko teraz nie zwalniaj! Biegnij ile sił w nogach!
Niestety, chęci, które z pewnością w Dance drzemały nie przełożyły się na zamierzony efekt. I wierzyć się nie chce, że autobus odjechał gdy Danusię dzieliły co najmniej dwa kilometry od przystanku. I to nie całe.
- Stój! - wrzasnęła, sciągając swojego trampka i rzuciła go za transportem. Zdziwiło ją, że nie doleciał nawet metra.
Niechętnie po niego wróciła i usiadła na przystanku.
- Jestem bardziej pechowa, niż nasza kadra kopaczy - podsumowała, zakładając ręce na klatce piersiowej.
W mgnieniu oka przyszedł jej do głowy pomysł, że przecież przy hali może być jeszcze Dionizy ze swoją rozpadającą się Wiesławą, lub Nadia z Amane, więc wszystko nie było jeszcze stracone.
Wracając, przypomniała sobie słowa Dyzia; złodzieje, gwałciciele, pijaki, więc chcąc czy nie chcąc rozglądała się na wszystkie strony, czy aby takiego osobnika nie było w pobliżu. Po jakiejś minucie zaczęła biec. Znów. Dzięki, Dyziu.
Ale i przy hali nie znalazła pomocy.
Wcześniej zaparkowana przy samym rogu Wiesława tak jakby wyparowała i także samochodu Nadii nigdzie nie było. Zdenerwowana już blondynka sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej telefon. Jak na złość był rozładowany.
- Cholera - mruknęła i usiadła przy hali operajac się o jej mury.
I tak mijały minuty, które Dance wydawały się wiecznością. A jeśli w ogóle nie dostanie się do domu? Takie myśli było co najmniej śmieszne, gdyż hala nie znajdowała się daleko od jej mieszkania, ale ten cholerny człowiek, który śmiał nazywać się jej przyjacielem musiał namieszać jej w głowie z gwałcicielami i innymi podobnymi bandytami. A Danka na prawdę chciałaby wrócić do domu cała i zdrowa.
- Boli mnie głowa i nie mogę spać - zanuciła znany hit Maleńczuka i zamknęła oczy - chociaż dokoła wszyscy już posnęli.
Po minucie jednak poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń i zaniepokojona otworzyła powieki.
- Czy wszystko w porządku? - usłyszała po angielsku.
- Boski Matt? - zapytała, widząc przed sobą wysokiego bruneta. - To znaczy, Anderson?
Chłopak tylko się zaśmiał i podał rękę Dance by wstała.
- Zastanawialiśmy się z chłopakami co robisz. - Wskazał na trzech siatkarzy, którzy stali od nich trochę dalej. - Myśleliśmy, że śpisz, ale też śpiewałaś, więc bardzo nas to zaintrygowało.
- I ty byłeś najodważniejszy z nich, żeby to sprawdzić?
- Widziałem cię na meczu. - Zmrużył swoje jasne oczy. - Co tu jeszcze robisz?
- Tak się składa, że nie mam jak wrócić do domu - uśmiechnęła się delikatnie. - Moi znajomi już sobie pojechali, a ostatni autobus już odjechał.
Anderson przywołał swoich trzech kolegów z reprezentacji, a oni pośpiesznie udali się w ich stronę.
- Jak masz na imię? - zapytał Matt.
- Danka.
- Danka ma problem - oznajmił swoim kolegom, a oni pokiwali głowami, słuchając go uważnie. - Nie ma jak wrócić do domu Na jakiej mieszkasz ulicy?
- Na kwiatowej - odpowiedziała mu zdezorientowana Danusia, a chłopak zaklaskał w dłonie.
- Tak się składa, że nasz hotel też znajduje się na tej ulicy - powiedział Paul, jeden z siatkarzy, którzy towarzyszyli Andersonowi. Byli też Clark i Holt, ale oni nic nie mówili. I Danka była im za to wdzięczna, bo mogli wymyślić coś równie szalonego jak podwózka Danusi do domu.
- Wsiadaj, nie marudź - powtarzał Matt, kiedy kolejny raz blondynka próbowała protestować.
To absurdalne.
Grupka siatkarzy chciała, żeby Danka wsiadła do ich autokaru, który zawiózłby ją prosto do domu. Sen?
Dziewczyna uszczypnęła się w rękę, ale nadal stała przed Andersonem, który uśmiechał się głupio.
Niestety, to nie sen.

Nadia
Nadia zaparkowała swojego opla pod blokiem i z trwogą zorientowała się, że światła w mieszkaniu jej i Danki są pogaszone. Po drodze razem z Amane zrobiły zakupy w całodobowym markecie i była przekonana, że Danuta powinna już na nie czekać w mieszkaniu. Drżącymi rękoma próbowała wyciągnąć kluczyki ze stacyjki, ale zerwała jedynie swój ukochany brelok - malutką żółto-granatową Mikasę.
- Co się dzieje? - zapytała Amane, odpinając pas.
- Danka jeszcze nie wróciła, zobacz - skinęła głową w stronę okna na drugim piętrze.
- Może już śpi - stwierdziła Ame ze spokojem.
- Danka? Ona normalnie zasypia nie wcześniej niż o północy, a po meczu jeszcze później! Przecież ją poznałaś...
- Nadia - Azjatka dotknęła jej dłoni, odsunęła ją i wyciągnęła kluczyki - Może siedzi po ciemku albo zabrała się z Dionizym i zasiedziała u niego w mieszkaniu. Zresztą nie polemizujmy, tylko to sprawdźmy.
Wysiadły z auta, zabrały zakupy i już po chwili Nadia zapalała kolejno wszystkie światła w mieszkaniu. Po Dance nie było śladu.
- Nie ma jej! - jęknęła sztynka - Nie ma!
- Spokojnie - powiedziała Amane - Zadzwonimy do niej i wszystko się wyjaśni. Czemu tak panikujesz?
Nadia odetchnęła głęboko.
- Sama nie wiem. Po prostu się o nią martwię. Znam ją i wiem, że to się może skończyć źle. Nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do głowy.
Amane wyjęła komórkę z torebki i zadzwoniła do Danki. Raz, drugi, trzeci... Nadia obserwowała to z przerażeniem.
- Poczta... - mruknęła Azjatka.
- A mówiłam jej, że na nią zaczekamy! Ona nie dała się przekonać. Wolała zostać dłużej i zrobić parę zdjęć więcej! Uparta kobieta.
- Pierwszy raz widzę, żeby coś wyprowadziło cię z równowagi - zachichotała dwudziestodwulatka.
- Boję się o nią. Ona jest skrajnie nieodpowiedzialna. Oj, wiem - dodała, widząc minę Amane - pewnie wróci nad ranem nieświadoma moich poszarpanych nerwów, ale ja już po prostu taka jestem - opadła na kanapę i kontynuowała - Troszczę się, czasem nawet za bardzo, o tych, na których mi zależy. Wiesz, jestem jedynaczką, a Danka jest dla mnie jak siostra. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła...
Amane słuchała jej w milczeniu, a po chwili usiadła obok i przytuliła ją.
- Będzie dobrze, zobaczysz - szepnęła pokrzepiająco.
Przez następne dwadzieścia minut kobiety siedziały w salonie i sączyły gorące kakao z kubków. Mimo, że Nadia już się uspokoiła, co chwilę wyglądała przez okno na parking i sprawdzała komórkę. Gdy usłyszała szczęk przekręcanego w zamku klucza, zerwała się na równe nogi i wybiegła na korytarz. W drzwiach stała Danka, uśmiechnięta, cała i zdrowa. Nadia rzuciła jej się na szyję.
- Jest dwudziesta trzecia trzydzieści dwa - wysyczała jej do ucha - Gdzieś ty była? Wiesz, jak się martwiłam? - dodała, gdy cała trójka znalazła się w salonie.
- Nadia wychodziła z siebie, dosłownie - potwierdziła Amane.
- Wiem, że mi nie uwierzycie, ale...poznałam trójkę siatkarzy.
- Sia...siatkarzy? - wyjąkała Nadia - Ale jak to? Gdzie? Kiedy? Kogo?
- Czy możesz się przymknąć? Zamierzam wam wszystko opowiedzieć.
Nadia zamilkła skruszona.
- Po meczu zostałam dłużej na hali i niestety spóźniłam się na autobus, dlatego tam wróciłam, no i...samo wyszło - powiedziała obojętnym tonem. Nadia nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka mówi o tym tak spokojnie, bez emocji. Zazdrościła jej, ale nie była to zazdrość negatywna, raczej chęć znalezienia się na jej miejscu.
- Ale kogo spotkałaś? - zapytała Amane nie ukrywając ciekawości - Mówili coś?
- No... - przetrzymała ich w niepewności - Andersona.
- A...Andersona? - zapytała Nadia - TEGO Andersona?
- Tak, tego Andersona, boskiego Andersona czy jak mu tam... Był jeszcze Clark, Holt i Lotman - i znowu ta obojętność.
- Boże, Danka! - Nadia rozmarzyła się - Ty to masz zawsze szczęście! No i co mówili?
- Zaproponowali mi podwiezienie i właśnie tak się tutaj znalazłam - uśmiechnęła się krzepko, jakby ta sytuacja była całkiem zwyczajna.
- Przywieźli cię tutaj?! - Nadia skoczyła w stronę okna - Tutaj, pod nasz blok, samochodem?
- Uspokój się, już dawno odjechali... Tak, tutaj, pod nasz blok, ale swoim klubowym autokarem - poprawiła ją Danka bez zająknięcia. Nadia wpatrywała się w jej pełne malinowe usta, jakby nie wierzyła, że ta historia przydarzyła się właśnie jej i to Danka siedzi przed nią i opowiada o swoim spotkaniu z siatkarzami.
- Nie mogłaś zaprosić ich tutaj? - jęknęła dwudziestotrzylatka.
- Co ty tak przeżywasz? Siatkarze też ludzie, nic nadzwyczajnego, tyle że z USA. Lubię - przerwała - okej, uwielbiam siatkówkę, uwielbiam też robić zdjęcia siatkarzom, niektórzy, owszem, są niczego sobie, ale to nie zmienia faktu, że nie są jakimiś gwiazdami Hollywood.
- Więc ty musiałabyś spotkać co najmniej gwiazdę hollywoodzkich filmów, żeby zaprosić ją łaskawie do waszego mieszkania? Ba, żeby chociaż poprosić ją o autograf? - syknęła Amane - Oj, Danka, Danka...ty to jednak jesteś lekko pokręcona.
- Dziękuję - odpowiedziała kobieta i zasalutowała - Staram się.
- No dobrze, ale powiedz chociaż, co mówili - poprosiła Nadia. Dziwiła się przyjaciółce - na jej miejscu zapewne szalałaby z radości, odtańczyła dziki taniec albo potrzebowałaby co najmniej melisy, by się uspokoić, mimo że znana była z opanowania i cierpliwości. Danka natomiast, jak zdążyła zauważyć, wcale nie interesowała się znajomością z siatkarzami.
- Nic nadzwyczajnego - mruknęła - Jak podobał mi się mecz, komu kibicowałam...chcieli poprzeglądać zdjęcia. Matta nawet zachwyciło jedno, na którym stoi profilem do aparatu i szczerzy te swoje białe ząbki. Ech, typowy samiec...
- A, właśnie! Pokaż te zdjęcia - poprosiła Amane.
Dziewczyna wyciągnęła swojego Nikona z pokrowca i podała go niedbale pzyjaciółkom. Reakcja kobiet bardzo przypominała tę Matta jeszcze w autokarze - najpierw uśmiechały się beztrosko, oczy rozbłyskały im co chwila, po kilku zdjęciach zaczęły cicho popiskiwać i wzdychać. Kiedy na wyświetlaczu pojawiło się wyjątkowo zgrabne ujęcie Andersona, Nadia skierowała sztywno sprzęt w stronę Danki.
- O tym zdjęciu mówiłaś? - zapytała sucho.
Blondynka skinęła głową.
Nadia wpatrywała się w zdjęcie jak zahipnotyzowana. Przystojny - pomyślała z trwogą - Strasznie przystojny.
- Co? Wpadł ci w oko boski Matt? - zakpiła Danusia.
- Oj, daj jej spokój - Amane próbowała jej bronić - Kto nie zwróciłby uwagę na takiego faceta?
- Ja na przykład? - odpowiedziała Danka pytaniem.
- Bo ty jesteś wyjątkiem spośród wyjątków, no po prostu...jesteś bardzo wyjątkowa. I bardzo dziwna - stwierdziła Nadia mało zrozumiale i odłożyła aparat delikatnie na stolik, pełna sprzecznych myśli i nowych dla niej emocji.

Amane
Amane leżała w swoim łóżku już od ponad dwóch godzin, wsłuchując się w cykanie starego, ściennego zegara. Przewracała się z boku na bok, ale wciąż nie mogła zasnąć.
Sama nie wiedziała jaka była tego przyczyna, ale miała pewne podejrzenia.
Na pierwszy plan padał mecz. Emocje od początku do końca, cudowni kibice, wygrana... Nie mogła wybić z głowy tego widoku ani tych krzyków.
Z drugiej strony dużą część jej myśli zajmowała rozmowa z przyjaciółkami. Ame dziwił fakt, że blondynka podeszła do tego jak do czegoś na porządku dziennym; przecież nie codziennie siatkarze podwożą jakiegokolwiek kibica pod dom! A przynajmniej pierwszy raz o takim przypadku słyszała.
Do tego wszystkiego dochodziły zdjęcia robione na meczy przez Dankę. Idealne ujęcia zrobiły na Azjatce niemałe wrażenie. Każda z prawie trzystu fotografii była w jej mniemaniu niesamowita. Dziewczyny najwięcej uwagi poświęciły Andersonowi, który jakby pozował do każdego ze zdjęć. Ona widziała w nim tylko obiekt wzdychania dużej rzeszy damskiej części siatkarskich fanów.
"Jeśli zaraz ten zegar nie przestanie hałasować chyba go rozkręcę własnymi paznokciami!", pomyślała, a on jak na złość zaczął wybijać godzinę trzecią.
- Cholera - mruknęła wstając z łóżka. - tego już za dużo.
Ze zmrużonymi oczami wyszła na korytarz i wyciągnęła ręce ku zegarowi, lecz nie zrobiła nic. Jej uwagę przykuły drzwi od pokoju Danuty. A raczej światło, które wychodziło przez szczelinę.
Zaciekawiona tym co może dziać się w pokoju dziewczyny, Amane przemknęła bezgłośnie na drugą stronę korytarza i cichutko zapukała w drzwi. Nie usłyszała z drugiej strony nic poza głosem Olly'ego Mursa, więc uznała, że muzyka po prostu ją zagłuszyła. Otworzyła delikatnie skrzypiące drzwi i stanęła w progu. Danka odwróciła się do niej od komputera.
- O, hej! - uśmiechnęła się promiennie mimo zmęczenia wypisanego na twarzy. - Coś się stało?
- Nie, po prostu  nie mogę spać. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam ci w czymś ważnym?
- W żadnym wypadku! Artykuł już prawie skończony, więc znajdę czas dla ciebie w środku nocy - zaśmiała się blondynka. - Usiądź.
Amane usiadła na fotelu tuż przy wejściu i rozejrzała się po pokoju.
Od kiedy przyleciała tu z Japonii, była tu tylko dwa razy, więc teraz skupiła się na wyglądzie pomieszczenia.
Na jasnoniebieskich ścianach było niewiele wolnej przestrzeni. Prócz szafek, łóżka i biurka z komputerem znajdowało się tam mnóstwo zdjęć.
Na większości rozpoznawała dwie twarze: Danki i Nadii, ale w różnym wieku. Poza nimi było też kilka fotografii rodziny. Największym szokiem było ujrzenie też siebie na owej ścianie. Stała w przedpokoju przed lustrem, najwidoczniej z zamiarem pomalowania oczu. Przypomniała sobie moment, kiedy dziewczyna zrobiła jej zdjęcie, ale nie sądziła, że będzie ono w jakikolwiek sposób wyróżnione.
- Każdy kto tu wchodzi patrzy na nie. - z myśli wyrwał ją głos przyjaciółki.
- Są... cudowne, pełne wspomnień.
- Zgadza się, to większość mojego życia. A ty, masz takie miejsce?
- Nie, nie chciałam o wszystkim pamiętać. Niektóre wspomnienia są... nieciekawe.
- Rozumiem.
Zaległa kilkuminutowa cisza. Ame poczuła się winna zakończenia rozmowy, więc zaczęła kolejną:
- A jak ci idzie z tym artykułem?
- Och, świetnie! Tekst już napisany, wszystko pięknie, tylko nie wiem jakich użyć zdjęć. Rozumiesz, wybór jest ogromny.
- Tak, a na dodatek wszystkie są niesamowite.
- Według ciebie jakie powinnam wykorzystać? - zapytała ukazując na ekranie kilkanaście zdjęć.
- Może to? - Azjatka wskazała jedno z nich, na którym Amerykanie skaczą do skutecznego bloku. Po chwili jej palec wskazujący przesunął się nieco w bok na Andersona, Shoji'ego i Holta zajętych rozmową po rozgrzewce. - I to.
- W sumie nie są złe, dziękuję. - uśmiechnęła się Danka, a ta zamyśliła się na moment.
- Tak mnie zastanawia - ciemnowłosa spojrzała na komputer, gdzie co chwilę przewijały się zdjęcia z meczu. - Jacy oni są, tak poza boiskiem czy kamerami?
- Ame, przerabialiśmy to dzisiaj co najmniej trzy razy. - zaśmiała się druga. - To zupełnie normalni ludzie, naprawdę. Są uprzejmi, można z nimi spokojnie porozmawiać. Przecież ty też grałaś na boisku w Japonii, wiesz jak się zachowywałaś.
- To nie to samo. Ja nigdy nie wyszłam na parkiet jako reprezentantka kraju, nie grałam przed liczoną w tysiącach publicznością. Wydaje mi się, że powinni być z tego bardzo dumni, a duma różnie działa na człowieka, czasami negatywnie.
- Nie, są normalni - powtórzyła przeciągając się. - Przynajmniej takie wrażenie sprawili.
- Jeszcze jedno. Znając ciebie, nie poprosiłaś o żaden autograf, prawda?
- Coś ty! Nikt nie poszanowałby takiego dziennikarza, który jara się każdym spotkaniem z siatkarzami i prosi od razu o autografy. - uśmiechnęła się w sposób, którego Amane nigdy wcześniej nie widziała i poruszyła brwiami.
- Okej - starała się ukryć rozbawienie miną przyjaciółki. - W takim razie idę już do siebie, ty też idź spać, bo wyglądasz jak półtora nieszczęścia. Dobranoc.
Wyszła z pokoju i szybko położyła się w swoim łóżku. Ale nawet rozmowa z Danką nie pomogła jej poczuć się choć trochę senną.
Przypomniały jej się czasy gdy wchodziła na boisko wraz z pięcioma, wyższymi od niej dziewczynami i grały kolejny mecz, zostawiając serca na boisku. Pamięta dokładnie jak nieraz nabawiła się takich kontuzji, że musieli ją znosić z boiska, a ona i tak po tygodniu wracała na nie, mimo wszystkich upomnień lekarzy. Kochała to, całą sobą. W Londynie miała zamiar rozglądać się za jakimś klubem, być może zrobiłaby tam karierę jako libero. 
Teraz nici z tego planu. Musi znaleźć pracę, wrócić do Japonii i od nowa starać się o wyjazd do Wielkiej Brytanii. Tylko jak na razie nic nie wskazywało na poprawę jej sytuacji, choć bardzo tego chciała...


***
No i w końcu caro ma szansę napisania czegoś głupiego pod postem :D Oczywiście muszę Was wszystkich zachęcić do komentowania, co jest uciążliwe, pewnie troszkę chamskie i takie typowe. Każdy pisze: "Komentujcie, to niesamowicie motywuje, blablabla...", ale taka jest prawda. Kiedy czytamy takie komentarze, to aż się pisać chce, a kiedy nikt się nie udziela, to myślimy: "Albo nikt tego nie czyta, albo jest aż tak źle, że wolą nie krytykować". No i poza tym dziękujemy za jak na razie ciepłe powitanie ;) Obyśmy wszyscy wytrwali do końca!