środa, 7 sierpnia 2013

rozdział trzeci

Danka
Dance wydawało się, że droga na przystanek niemiłosiernie dłużyła się, jak ser w jej ulubionej pizzie, a szła szybciej niż zwykle. Szła? Nie, Danka biegła i założyłaby się o płytę Mursa, która grzecznie spoczywała na jej pułce, że zrzuciła co najmniej kilogram. Choć zrzucać nie potrzebowała. Kilometry, które przebyła, przełożyłyby się na najdłuższy maraton w Polsce, oczywiście w mniemaniu Danki, która już powoli traciła siły.
- Nie, Danuto - mówił jej cichy głosik w głowie. - Zaraz po przyjeździe do domu zaserwujesz sobie najpyszniejszy na świecie jogurt, a siły podładujesz najenergetyczniejszymi kawałkami Paramore, tylko teraz nie zwalniaj! Biegnij ile sił w nogach!
Niestety, chęci, które z pewnością w Dance drzemały nie przełożyły się na zamierzony efekt. I wierzyć się nie chce, że autobus odjechał gdy Danusię dzieliły co najmniej dwa kilometry od przystanku. I to nie całe.
- Stój! - wrzasnęła, sciągając swojego trampka i rzuciła go za transportem. Zdziwiło ją, że nie doleciał nawet metra.
Niechętnie po niego wróciła i usiadła na przystanku.
- Jestem bardziej pechowa, niż nasza kadra kopaczy - podsumowała, zakładając ręce na klatce piersiowej.
W mgnieniu oka przyszedł jej do głowy pomysł, że przecież przy hali może być jeszcze Dionizy ze swoją rozpadającą się Wiesławą, lub Nadia z Amane, więc wszystko nie było jeszcze stracone.
Wracając, przypomniała sobie słowa Dyzia; złodzieje, gwałciciele, pijaki, więc chcąc czy nie chcąc rozglądała się na wszystkie strony, czy aby takiego osobnika nie było w pobliżu. Po jakiejś minucie zaczęła biec. Znów. Dzięki, Dyziu.
Ale i przy hali nie znalazła pomocy.
Wcześniej zaparkowana przy samym rogu Wiesława tak jakby wyparowała i także samochodu Nadii nigdzie nie było. Zdenerwowana już blondynka sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej telefon. Jak na złość był rozładowany.
- Cholera - mruknęła i usiadła przy hali operajac się o jej mury.
I tak mijały minuty, które Dance wydawały się wiecznością. A jeśli w ogóle nie dostanie się do domu? Takie myśli było co najmniej śmieszne, gdyż hala nie znajdowała się daleko od jej mieszkania, ale ten cholerny człowiek, który śmiał nazywać się jej przyjacielem musiał namieszać jej w głowie z gwałcicielami i innymi podobnymi bandytami. A Danka na prawdę chciałaby wrócić do domu cała i zdrowa.
- Boli mnie głowa i nie mogę spać - zanuciła znany hit Maleńczuka i zamknęła oczy - chociaż dokoła wszyscy już posnęli.
Po minucie jednak poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń i zaniepokojona otworzyła powieki.
- Czy wszystko w porządku? - usłyszała po angielsku.
- Boski Matt? - zapytała, widząc przed sobą wysokiego bruneta. - To znaczy, Anderson?
Chłopak tylko się zaśmiał i podał rękę Dance by wstała.
- Zastanawialiśmy się z chłopakami co robisz. - Wskazał na trzech siatkarzy, którzy stali od nich trochę dalej. - Myśleliśmy, że śpisz, ale też śpiewałaś, więc bardzo nas to zaintrygowało.
- I ty byłeś najodważniejszy z nich, żeby to sprawdzić?
- Widziałem cię na meczu. - Zmrużył swoje jasne oczy. - Co tu jeszcze robisz?
- Tak się składa, że nie mam jak wrócić do domu - uśmiechnęła się delikatnie. - Moi znajomi już sobie pojechali, a ostatni autobus już odjechał.
Anderson przywołał swoich trzech kolegów z reprezentacji, a oni pośpiesznie udali się w ich stronę.
- Jak masz na imię? - zapytał Matt.
- Danka.
- Danka ma problem - oznajmił swoim kolegom, a oni pokiwali głowami, słuchając go uważnie. - Nie ma jak wrócić do domu Na jakiej mieszkasz ulicy?
- Na kwiatowej - odpowiedziała mu zdezorientowana Danusia, a chłopak zaklaskał w dłonie.
- Tak się składa, że nasz hotel też znajduje się na tej ulicy - powiedział Paul, jeden z siatkarzy, którzy towarzyszyli Andersonowi. Byli też Clark i Holt, ale oni nic nie mówili. I Danka była im za to wdzięczna, bo mogli wymyślić coś równie szalonego jak podwózka Danusi do domu.
- Wsiadaj, nie marudź - powtarzał Matt, kiedy kolejny raz blondynka próbowała protestować.
To absurdalne.
Grupka siatkarzy chciała, żeby Danka wsiadła do ich autokaru, który zawiózłby ją prosto do domu. Sen?
Dziewczyna uszczypnęła się w rękę, ale nadal stała przed Andersonem, który uśmiechał się głupio.
Niestety, to nie sen.

Nadia
Nadia zaparkowała swojego opla pod blokiem i z trwogą zorientowała się, że światła w mieszkaniu jej i Danki są pogaszone. Po drodze razem z Amane zrobiły zakupy w całodobowym markecie i była przekonana, że Danuta powinna już na nie czekać w mieszkaniu. Drżącymi rękoma próbowała wyciągnąć kluczyki ze stacyjki, ale zerwała jedynie swój ukochany brelok - malutką żółto-granatową Mikasę.
- Co się dzieje? - zapytała Amane, odpinając pas.
- Danka jeszcze nie wróciła, zobacz - skinęła głową w stronę okna na drugim piętrze.
- Może już śpi - stwierdziła Ame ze spokojem.
- Danka? Ona normalnie zasypia nie wcześniej niż o północy, a po meczu jeszcze później! Przecież ją poznałaś...
- Nadia - Azjatka dotknęła jej dłoni, odsunęła ją i wyciągnęła kluczyki - Może siedzi po ciemku albo zabrała się z Dionizym i zasiedziała u niego w mieszkaniu. Zresztą nie polemizujmy, tylko to sprawdźmy.
Wysiadły z auta, zabrały zakupy i już po chwili Nadia zapalała kolejno wszystkie światła w mieszkaniu. Po Dance nie było śladu.
- Nie ma jej! - jęknęła sztynka - Nie ma!
- Spokojnie - powiedziała Amane - Zadzwonimy do niej i wszystko się wyjaśni. Czemu tak panikujesz?
Nadia odetchnęła głęboko.
- Sama nie wiem. Po prostu się o nią martwię. Znam ją i wiem, że to się może skończyć źle. Nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do głowy.
Amane wyjęła komórkę z torebki i zadzwoniła do Danki. Raz, drugi, trzeci... Nadia obserwowała to z przerażeniem.
- Poczta... - mruknęła Azjatka.
- A mówiłam jej, że na nią zaczekamy! Ona nie dała się przekonać. Wolała zostać dłużej i zrobić parę zdjęć więcej! Uparta kobieta.
- Pierwszy raz widzę, żeby coś wyprowadziło cię z równowagi - zachichotała dwudziestodwulatka.
- Boję się o nią. Ona jest skrajnie nieodpowiedzialna. Oj, wiem - dodała, widząc minę Amane - pewnie wróci nad ranem nieświadoma moich poszarpanych nerwów, ale ja już po prostu taka jestem - opadła na kanapę i kontynuowała - Troszczę się, czasem nawet za bardzo, o tych, na których mi zależy. Wiesz, jestem jedynaczką, a Danka jest dla mnie jak siostra. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła...
Amane słuchała jej w milczeniu, a po chwili usiadła obok i przytuliła ją.
- Będzie dobrze, zobaczysz - szepnęła pokrzepiająco.
Przez następne dwadzieścia minut kobiety siedziały w salonie i sączyły gorące kakao z kubków. Mimo, że Nadia już się uspokoiła, co chwilę wyglądała przez okno na parking i sprawdzała komórkę. Gdy usłyszała szczęk przekręcanego w zamku klucza, zerwała się na równe nogi i wybiegła na korytarz. W drzwiach stała Danka, uśmiechnięta, cała i zdrowa. Nadia rzuciła jej się na szyję.
- Jest dwudziesta trzecia trzydzieści dwa - wysyczała jej do ucha - Gdzieś ty była? Wiesz, jak się martwiłam? - dodała, gdy cała trójka znalazła się w salonie.
- Nadia wychodziła z siebie, dosłownie - potwierdziła Amane.
- Wiem, że mi nie uwierzycie, ale...poznałam trójkę siatkarzy.
- Sia...siatkarzy? - wyjąkała Nadia - Ale jak to? Gdzie? Kiedy? Kogo?
- Czy możesz się przymknąć? Zamierzam wam wszystko opowiedzieć.
Nadia zamilkła skruszona.
- Po meczu zostałam dłużej na hali i niestety spóźniłam się na autobus, dlatego tam wróciłam, no i...samo wyszło - powiedziała obojętnym tonem. Nadia nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka mówi o tym tak spokojnie, bez emocji. Zazdrościła jej, ale nie była to zazdrość negatywna, raczej chęć znalezienia się na jej miejscu.
- Ale kogo spotkałaś? - zapytała Amane nie ukrywając ciekawości - Mówili coś?
- No... - przetrzymała ich w niepewności - Andersona.
- A...Andersona? - zapytała Nadia - TEGO Andersona?
- Tak, tego Andersona, boskiego Andersona czy jak mu tam... Był jeszcze Clark, Holt i Lotman - i znowu ta obojętność.
- Boże, Danka! - Nadia rozmarzyła się - Ty to masz zawsze szczęście! No i co mówili?
- Zaproponowali mi podwiezienie i właśnie tak się tutaj znalazłam - uśmiechnęła się krzepko, jakby ta sytuacja była całkiem zwyczajna.
- Przywieźli cię tutaj?! - Nadia skoczyła w stronę okna - Tutaj, pod nasz blok, samochodem?
- Uspokój się, już dawno odjechali... Tak, tutaj, pod nasz blok, ale swoim klubowym autokarem - poprawiła ją Danka bez zająknięcia. Nadia wpatrywała się w jej pełne malinowe usta, jakby nie wierzyła, że ta historia przydarzyła się właśnie jej i to Danka siedzi przed nią i opowiada o swoim spotkaniu z siatkarzami.
- Nie mogłaś zaprosić ich tutaj? - jęknęła dwudziestotrzylatka.
- Co ty tak przeżywasz? Siatkarze też ludzie, nic nadzwyczajnego, tyle że z USA. Lubię - przerwała - okej, uwielbiam siatkówkę, uwielbiam też robić zdjęcia siatkarzom, niektórzy, owszem, są niczego sobie, ale to nie zmienia faktu, że nie są jakimiś gwiazdami Hollywood.
- Więc ty musiałabyś spotkać co najmniej gwiazdę hollywoodzkich filmów, żeby zaprosić ją łaskawie do waszego mieszkania? Ba, żeby chociaż poprosić ją o autograf? - syknęła Amane - Oj, Danka, Danka...ty to jednak jesteś lekko pokręcona.
- Dziękuję - odpowiedziała kobieta i zasalutowała - Staram się.
- No dobrze, ale powiedz chociaż, co mówili - poprosiła Nadia. Dziwiła się przyjaciółce - na jej miejscu zapewne szalałaby z radości, odtańczyła dziki taniec albo potrzebowałaby co najmniej melisy, by się uspokoić, mimo że znana była z opanowania i cierpliwości. Danka natomiast, jak zdążyła zauważyć, wcale nie interesowała się znajomością z siatkarzami.
- Nic nadzwyczajnego - mruknęła - Jak podobał mi się mecz, komu kibicowałam...chcieli poprzeglądać zdjęcia. Matta nawet zachwyciło jedno, na którym stoi profilem do aparatu i szczerzy te swoje białe ząbki. Ech, typowy samiec...
- A, właśnie! Pokaż te zdjęcia - poprosiła Amane.
Dziewczyna wyciągnęła swojego Nikona z pokrowca i podała go niedbale pzyjaciółkom. Reakcja kobiet bardzo przypominała tę Matta jeszcze w autokarze - najpierw uśmiechały się beztrosko, oczy rozbłyskały im co chwila, po kilku zdjęciach zaczęły cicho popiskiwać i wzdychać. Kiedy na wyświetlaczu pojawiło się wyjątkowo zgrabne ujęcie Andersona, Nadia skierowała sztywno sprzęt w stronę Danki.
- O tym zdjęciu mówiłaś? - zapytała sucho.
Blondynka skinęła głową.
Nadia wpatrywała się w zdjęcie jak zahipnotyzowana. Przystojny - pomyślała z trwogą - Strasznie przystojny.
- Co? Wpadł ci w oko boski Matt? - zakpiła Danusia.
- Oj, daj jej spokój - Amane próbowała jej bronić - Kto nie zwróciłby uwagę na takiego faceta?
- Ja na przykład? - odpowiedziała Danka pytaniem.
- Bo ty jesteś wyjątkiem spośród wyjątków, no po prostu...jesteś bardzo wyjątkowa. I bardzo dziwna - stwierdziła Nadia mało zrozumiale i odłożyła aparat delikatnie na stolik, pełna sprzecznych myśli i nowych dla niej emocji.

Amane
Amane leżała w swoim łóżku już od ponad dwóch godzin, wsłuchując się w cykanie starego, ściennego zegara. Przewracała się z boku na bok, ale wciąż nie mogła zasnąć.
Sama nie wiedziała jaka była tego przyczyna, ale miała pewne podejrzenia.
Na pierwszy plan padał mecz. Emocje od początku do końca, cudowni kibice, wygrana... Nie mogła wybić z głowy tego widoku ani tych krzyków.
Z drugiej strony dużą część jej myśli zajmowała rozmowa z przyjaciółkami. Ame dziwił fakt, że blondynka podeszła do tego jak do czegoś na porządku dziennym; przecież nie codziennie siatkarze podwożą jakiegokolwiek kibica pod dom! A przynajmniej pierwszy raz o takim przypadku słyszała.
Do tego wszystkiego dochodziły zdjęcia robione na meczy przez Dankę. Idealne ujęcia zrobiły na Azjatce niemałe wrażenie. Każda z prawie trzystu fotografii była w jej mniemaniu niesamowita. Dziewczyny najwięcej uwagi poświęciły Andersonowi, który jakby pozował do każdego ze zdjęć. Ona widziała w nim tylko obiekt wzdychania dużej rzeszy damskiej części siatkarskich fanów.
"Jeśli zaraz ten zegar nie przestanie hałasować chyba go rozkręcę własnymi paznokciami!", pomyślała, a on jak na złość zaczął wybijać godzinę trzecią.
- Cholera - mruknęła wstając z łóżka. - tego już za dużo.
Ze zmrużonymi oczami wyszła na korytarz i wyciągnęła ręce ku zegarowi, lecz nie zrobiła nic. Jej uwagę przykuły drzwi od pokoju Danuty. A raczej światło, które wychodziło przez szczelinę.
Zaciekawiona tym co może dziać się w pokoju dziewczyny, Amane przemknęła bezgłośnie na drugą stronę korytarza i cichutko zapukała w drzwi. Nie usłyszała z drugiej strony nic poza głosem Olly'ego Mursa, więc uznała, że muzyka po prostu ją zagłuszyła. Otworzyła delikatnie skrzypiące drzwi i stanęła w progu. Danka odwróciła się do niej od komputera.
- O, hej! - uśmiechnęła się promiennie mimo zmęczenia wypisanego na twarzy. - Coś się stało?
- Nie, po prostu  nie mogę spać. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam ci w czymś ważnym?
- W żadnym wypadku! Artykuł już prawie skończony, więc znajdę czas dla ciebie w środku nocy - zaśmiała się blondynka. - Usiądź.
Amane usiadła na fotelu tuż przy wejściu i rozejrzała się po pokoju.
Od kiedy przyleciała tu z Japonii, była tu tylko dwa razy, więc teraz skupiła się na wyglądzie pomieszczenia.
Na jasnoniebieskich ścianach było niewiele wolnej przestrzeni. Prócz szafek, łóżka i biurka z komputerem znajdowało się tam mnóstwo zdjęć.
Na większości rozpoznawała dwie twarze: Danki i Nadii, ale w różnym wieku. Poza nimi było też kilka fotografii rodziny. Największym szokiem było ujrzenie też siebie na owej ścianie. Stała w przedpokoju przed lustrem, najwidoczniej z zamiarem pomalowania oczu. Przypomniała sobie moment, kiedy dziewczyna zrobiła jej zdjęcie, ale nie sądziła, że będzie ono w jakikolwiek sposób wyróżnione.
- Każdy kto tu wchodzi patrzy na nie. - z myśli wyrwał ją głos przyjaciółki.
- Są... cudowne, pełne wspomnień.
- Zgadza się, to większość mojego życia. A ty, masz takie miejsce?
- Nie, nie chciałam o wszystkim pamiętać. Niektóre wspomnienia są... nieciekawe.
- Rozumiem.
Zaległa kilkuminutowa cisza. Ame poczuła się winna zakończenia rozmowy, więc zaczęła kolejną:
- A jak ci idzie z tym artykułem?
- Och, świetnie! Tekst już napisany, wszystko pięknie, tylko nie wiem jakich użyć zdjęć. Rozumiesz, wybór jest ogromny.
- Tak, a na dodatek wszystkie są niesamowite.
- Według ciebie jakie powinnam wykorzystać? - zapytała ukazując na ekranie kilkanaście zdjęć.
- Może to? - Azjatka wskazała jedno z nich, na którym Amerykanie skaczą do skutecznego bloku. Po chwili jej palec wskazujący przesunął się nieco w bok na Andersona, Shoji'ego i Holta zajętych rozmową po rozgrzewce. - I to.
- W sumie nie są złe, dziękuję. - uśmiechnęła się Danka, a ta zamyśliła się na moment.
- Tak mnie zastanawia - ciemnowłosa spojrzała na komputer, gdzie co chwilę przewijały się zdjęcia z meczu. - Jacy oni są, tak poza boiskiem czy kamerami?
- Ame, przerabialiśmy to dzisiaj co najmniej trzy razy. - zaśmiała się druga. - To zupełnie normalni ludzie, naprawdę. Są uprzejmi, można z nimi spokojnie porozmawiać. Przecież ty też grałaś na boisku w Japonii, wiesz jak się zachowywałaś.
- To nie to samo. Ja nigdy nie wyszłam na parkiet jako reprezentantka kraju, nie grałam przed liczoną w tysiącach publicznością. Wydaje mi się, że powinni być z tego bardzo dumni, a duma różnie działa na człowieka, czasami negatywnie.
- Nie, są normalni - powtórzyła przeciągając się. - Przynajmniej takie wrażenie sprawili.
- Jeszcze jedno. Znając ciebie, nie poprosiłaś o żaden autograf, prawda?
- Coś ty! Nikt nie poszanowałby takiego dziennikarza, który jara się każdym spotkaniem z siatkarzami i prosi od razu o autografy. - uśmiechnęła się w sposób, którego Amane nigdy wcześniej nie widziała i poruszyła brwiami.
- Okej - starała się ukryć rozbawienie miną przyjaciółki. - W takim razie idę już do siebie, ty też idź spać, bo wyglądasz jak półtora nieszczęścia. Dobranoc.
Wyszła z pokoju i szybko położyła się w swoim łóżku. Ale nawet rozmowa z Danką nie pomogła jej poczuć się choć trochę senną.
Przypomniały jej się czasy gdy wchodziła na boisko wraz z pięcioma, wyższymi od niej dziewczynami i grały kolejny mecz, zostawiając serca na boisku. Pamięta dokładnie jak nieraz nabawiła się takich kontuzji, że musieli ją znosić z boiska, a ona i tak po tygodniu wracała na nie, mimo wszystkich upomnień lekarzy. Kochała to, całą sobą. W Londynie miała zamiar rozglądać się za jakimś klubem, być może zrobiłaby tam karierę jako libero. 
Teraz nici z tego planu. Musi znaleźć pracę, wrócić do Japonii i od nowa starać się o wyjazd do Wielkiej Brytanii. Tylko jak na razie nic nie wskazywało na poprawę jej sytuacji, choć bardzo tego chciała...


***
No i w końcu caro ma szansę napisania czegoś głupiego pod postem :D Oczywiście muszę Was wszystkich zachęcić do komentowania, co jest uciążliwe, pewnie troszkę chamskie i takie typowe. Każdy pisze: "Komentujcie, to niesamowicie motywuje, blablabla...", ale taka jest prawda. Kiedy czytamy takie komentarze, to aż się pisać chce, a kiedy nikt się nie udziela, to myślimy: "Albo nikt tego nie czyta, albo jest aż tak źle, że wolą nie krytykować". No i poza tym dziękujemy za jak na razie ciepłe powitanie ;) Obyśmy wszyscy wytrwali do końca!

4 komentarze:

  1. Wiecie co? Lubię to opowiadanie. Bardzo. :)
    VE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Nam, szczególnie że wszystko dopiero się rozpoczyna ;) /caro.

      Usuń
  2. Cześć :) Chciałam Cię zaprosić na bloga - http://nowonlyliveforyou.blogspot.com/ . Jeśli nie masz ochoty na nowości, to przepraszam za zawracanie głowy. Pozdrawiam gorąco ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze bardziej zaczęłam współczuć Ame. Ona musi wrócić do Japonii, a następnie polecieć planowo do Wielkiej Brytanii. Może i w Polsce nie jest aż tak źle, ale biedaczka się tu zamęczy.
    W takim razie ja też jestem dziwna, bo mnie w ogóle nie jara osoba Andersona, w ogóle ten człowiek mi się nie podoba, lubię go jedynie jako siatkarza, i tyle. :D
    Ale zabrać się z nim autokarem i pogadać? Na to się akurat piszę! :D
    Nadia, no weź, nie rób z siebie hotki. :P

    OdpowiedzUsuń