sobota, 27 lipca 2013

Rozdział drugi.

Nadia.
Przez dwa tygodnie Amane zdołała zaaklimatyzować się w mieszkaniu przyjaciółek. Nadia pomagała jej w uprzątnięciu pokoju Dionizego, w którym co rusz znajdowała jego drobiazgi i bibeloty. Rodzice dziwili się, kiedy opowiedziała im o nowej znajomej z lotniska.
- Jesteście skrajnie nieodpowiedzialne, ty i Danka! - zaskoczył ją tato - Wymieniliście z nią dwa zdania i już zapraszacie ją do waszego mieszkania.
- Twój ojciec ma rację - wtórowała mama - A co, jeśli ta cała Amane to jakaś złodziejka należąca do wschodniej mafii? Skąd wiesz, że w tej jej Azji nie ma jakichś zorganizowanych sekt albo innych dziwactw?
Nadia uspokajała rodziców, ale oni wciąż upierali się przy swoim. Właśnie to był ich znak rozpoznawczy - upór i bujna wyobraźnia. Próbowali przekonać ją, że Amane ma powiązanie z narkotykami, nielegalnym handlem broni lub co najmniej drobnymi kradzieżami. Nadia skrycie naśmiewała się z ich wymysłów, bo gdy tylko zobaczyła sympatyczną twarz dwudziestodwulatki na lotnisku, wiedziała od razu, że powinna jej pomóc. Taka po prostu była - pierwsze wrażenie wystarczyło, by prześwietliła kogoś na wylot i poznała jego duszę.
W pewne piątkowe popołudnie, kiedy parzyła kawę dla siebie i Amane, a Danka musiała kończyć artykuł w redakcji, radość rozpierała ją od środka na samą myśl o spędzeniu reszty tego dnia.
- Mam wspaniałą nowinę! - zapiszczała do ucha współlokatorki i postawiła dwa kubki na stoliku stojącym przed nią.
- A ta nowina to...?
- Kiedy Danka wróci z pracy, wybieramy się na mecz!
Nadia, przy drobnym wsparciu rodziców, zakupiła dwa bilety na mecz Mistrzostw Świata w siatkówce, który miał odbyć się w piątkowy wieczór na hali Ursynów. Miała wyrzuty sumienia, kiedy prosiła ojca o pieniądze, ale Ludwik rozumiał, że siatkówka dla jego córki jest czymś więcej niż sportem. Od dziecka uwielbiała oglądać mecze razem z nim i jego bratem, jej wujkiem. Pieniądze nie stanowiły dla niego problemu, ponieważ od kilku lat prowadził świetnie prosperującą firmę drukarską, a jeśli przy ich pomocy mógł spełniać marzenia córki, nic nie było w stanie go powstrzymać.
- Hala jest niedaleko stąd - kontynuowała Nadia z entuzjazmem - Wiem, że siatkówka to twoja bajka, dlatego postanowiłam kupić bilet również dla ciebie. Danka ma darmowy wstęp, płaci za nią redakcja. Później ma pisać o tym jakiś artykulik i z racji tego będzie ulokowana tuż przy boisku, a ja byłabym osamotniona na trybunach.
Spojrzała z nadzieją na Amane i dodała pospiesznie:
- Oczywiście nie zapraszam cię na ten mecz tylko z tych egoistycznych powódek! Powinnaś się gdzieś wybrać, trochę odpocząć.
- Przecież ciągle zalegam w waszym mieszkaniu. To dla mnie niekończący się odpoczynek.
- Owszem, ale i tak zabieram cię ze sobą!
- Kto gra? - zapytała Amane z błyskiem w oku, Nadia od razu zauważyła, jaka jest pobudzona.
- USA i Bułgaria, grupa A. Oprócz nich w grupie są też Niemcy, Ukraina i Kuba. Będzie ciekawie!
Amane zaśmiała się pod nosem.
- Widzę, że siatkarski świat nie jest ci obcy - powiedziała z uznaniem - Wszystkie informacje w jednym paluszku.
- Siatkówką interesuję się od małości, to tyle.
Zapadła cisza, podczas której Amane myślała nad czymś ze skupieniem.
- Nie mogę iść z tobą, nie będę miała pieniędzy, żeby oddać ci za bilet.
- To prezent - wtrąciła Nadia z uśmiechem - Naprawdę nie masz się o co martwić, dla moich rodziców pieniądze to nie problem. Oczywiście jest mi głupio, kiedy tata płaci za moje zachcianki, ale w kwestii siatkówki mnie rozumie, kiedyś też był kibicem i to nie byle jakim - przyznała Nadia całkiem szczerze.
Amane westchnęła.
- No dobrze - oznajmiła w końcu - Pójdę z tobą, ale następnym razem informuj mnie wcześniej o takich niespodziankach.
Uściskały się i zabrały się za kompletowanie strojów najwierniejszych kibiców, chociaż Nadia szczerze żałowała, że tamtego dnia meczu nie mogą rozegrać Polacy.

Gdy Nadia wkroczyła niepewnym krokiem na halę, szeroki uśmiech wpełzł na jej twarz. Nie był to jej pierwszy raz na meczu, ale za każdym razem, gdy zasiadała na trybunach, miała wrażenie, że za chwilę rozsadzi ją pozytywna energia. Na meczach zamieniała się w nieobliczalne zwierzę. Krzyczała głośno, gdy jej ukochany klub zdobywał punkt, śpiewała razem ze spikerem, skakała w miejscu, kiedy meksykańska fala dochodziła do jej sektora. Miała w sobie ogromne pokłady energii, które musiała z siebie uwolnić. Na każdym meczu ładowała baterię, by starczyło jej na okres bez-meczowy, jak go nazywała. Tym razem musiała zadowolić się jedną z jej mniejszych sympatii, reprezentacją USA.
Gdy gracze zakończyli rozgrzewkę i zaczęli powoli ustawiać się od odśpiewania hymnów, poczuła głód i wyciągnęła ze swojej ukochanej miętowej torebki paczkę bułeczek maślanych.
- Chcesz jedną? - podsunęła ją pod nos Amane.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała i skierowała swój rozmarzony wzrok z powrotem na boisko.
Hymn USA ucichł, równie szybko zakończył się hymn ich przeciwników. Zanim Nadia zdążyła przełknąć drugą bułkę, rozpoczął się mecz. Stany Zjednoczone wciąż utrzymywały dwupunktową przewagę, aż do pierwszej przerwy technicznej. Mecz przebiegał zgodnie z myślą Nadii. Razem ze sporą częścią amerykańskich kibiców krzyczała przy każdej udanej akcji. USA wygrało pierwszego seta dwadzieścia pięć do dwudziestu dwóch. Podczas przerwy Nadia machała zaciekle w stronę Danki, ale jej przyjaciółka była zbyt pochłonięta obserwowaniem siatkarzy tłumnie zgromadzonych przy bocznej linii boiska.
- Pewnie znowu któryś jej się spodobał - pomyślała i po chwili zorientowała się, że wypowiedziała to na głos.
- Tak też myślałam. Danka wydaje mi się raczej otwartą osobą, taką towarzyską, pełną werwy i dobrego humoru.
- Tak, taka właśnie jest - potwierdziła szatynka i uśmiechnęła się, gdy do jej głowy napłynęły miłe wspomnienia związane z przyjaciółką. Oprzytomniała chwilę później, gdy głośny dźwięk oznajmił rozpoczęcie drugiego seta. Nadia odetchnęła głęboko i ponownie zacisnęła mocno kciuki. Obserwowała z radością piłki, które posyłane przez Amerykanów lądowały z niesamowitą szybkością i siłą w boisku, a niezdolni do obrony Bułgarzy obserwowali je z niesmakiem. Nadia siedziała na tyle blisko boiska, by móc swoim sokolim wzrokiem wyłapywać nawet najmniejszy grymas na twarzach zawodników. Nie mogła zaprzeczyć, że niektórzy z nich byli przystojni, ale nie to interesowało ją najbardziej.
- Amerykanie niesamowicie dzisiaj grają, prawda? - szepnęła do ucha Azjatki.
Kobieta pokiwała jedynie głową, nie odrywając wzroku od boiska. Nadia poszła w jej ślady i z zapartym tchem obserwowała to, co działo się niżej. Nagle wpadła jej do głowy myśl, jak bardzo chciałaby kiedyś móc grać w siatkówkę w ten sam sposób, w jaki robili to reprezentanci USA, jak bardzo chciałaby kiedyś stanąć na przeciwko siatki, przyjąć idealnie żółto-granatową piłkę, poczekać na dokładną wystawę i zaatakować tak, by już nikt nie mógł dotknąć okrągłej Mikasy.

Amane.
Amane w skupieniu oglądała zmagania siatkarzy na boisku. Obie reprezentacje nie były jej obce, ale nigdy specjalnie nie kibicowała żadnej z nich. Tym razem, tak jak jej współlokatorka, stawiała na wygraną Amerykanów. W czasie trwania meczu coraz mocniej utwierdzała się w tym przekonaniu. Mężczyźni w bordowych strojach zdobywali coraz większą przewagę.
- Patrzysz na nich, jakbyś zamiast oglądać mecz, rozwiązywała jakąś łamigłówkę. - Nadia śmiejąc się cicho, szturchnęła ją lekko w ramię.
- Po prostu to wszystko jest niesamowite. Jeszcze nigdy nie byłam na meczu przy takiej publiczności.
Dawniej słyszała o atmosferze, która panuje na meczach w Polsce, nawet kiedyś natrafiła na nagranie śpiewu hymnu narodowego, wykonanego przez Polaków, coś pięknego. Rozejrzała się po hali: wszyscy zgromadzeni byli w wyśmienitych humorach, nawet jeśli ich drużyna przegrywała.
Szatynka próbowała coś odpowiedzieć, ale doszła ich wieść o piłce setowej dla ich drużyny. Po chwili było już po secie, na co obie zareagowały z radością. Reprezentacja Stanów Zjednoczonych wygrała drugiego seta do dwudziestu.
W czasie przerwy, Amane poczuła pragnienie. W dole hali zauważyła mężczyznę z spożywką, więc  upewniwszy się, że ma w kieszeni kilka złotych (będąc tu dwa tygodnie, pogodziła się z tym, że na bilet powrotny musi zbierać na nowo, a pozostałe z biletu drobne pieniądze zamieniła na miejscową walutę), zapytała towarzyszkę:
- Masz ochotę na coś do picia?
- Napiłabym się czegoś gazowanego. - usłyszała w odpowiedzi. Kiwnęła tylko głową i spokojnym krokiem ruszyła w dół, ku upragnionym napojom.
Od czasu do czasu patrzyła na mijanych ludzi. Większość z nich była pogrążona w rozmowie, ale niektórzy rzucali przelotne spojrzenia. Nikt jednak nie odwzajemnił uśmiechu, który nie schodził z jej delikatnej twarzy. Obojętność ludzi nie zrobiła na niej żadnego wrażenia; w końcu mogli kibicować Bułgarom. Do czasu.
Najdłużej patrzył na nią, na oko, czteroletni ryży chłopiec. Posłała mu jeszcze szerszy uśmiech, a on tylko patrzył na nią jak na zjawę.
Wskazał na nią paluszkiem i powiedział coś niezrozumiałego do kobiety, u której siedział na kolanach. Jego matka (tak przynajmniej podejrzewała Japonka) skryła uśmiech pchający się jej na twarz i mruknęła jakiś karcący tekst, nie spuszczając z niej wzroku.
Wyraz twarzy Azjatki zmarkotniał; nie rozumiała o co chodzi kobiecie. Próbowała jeszcze raz zarazić ich pozytywną energią, która tak rzadko w niej gościła, jednak matka chłopca tylko zmierzyła ją od stóp do głów i obrzuciła przedziwnym spojrzeniem.
Ame (tak zaczęły nazywać ją współlokatorki), czując się o wiele gorzej, podeszła jak najszybciej mogła do mężczyzny, zapłaciła za dwie puszki Mountain Dew i szybko wróciła na miejsce.
- Dzięki. - Nadia odebrała swój napój i szybko upiła z niego kilka łyków.
Ciemnowłosa głęboko się załamała. Wciąż nie pojmowała zachowania syna i matki. Rozumiała, wyróżniała się, ale czy aż tak, żeby wytykać ją palcami? Chyba, że to przez coś innego? Może przez przypadek powiedziała coś w swoim ojczystym języku, a akurat chłopiec to usłyszał?
Podobne myśli zaprzątały jej głowę przez połowę następnego seta. Dopiero kiedy szatynka zaczęła wypytywać ją dlaczego nagle spochmurniała, Amane postanowiła skupić się na meczu.
Amerykanie byli tego dnia nie do pokonania. Z łatwością ogrywali Bułgarów, co podobało się większości publiczności.
Piłka meczowa, która kilkanaście minut później wylądowała w pomarańczowej strefie boiska po stronie bułgarskiej wywołała na trybunach wybuch euforii i radosne okrzyki. Polka chętnie w nich uczestniczyła, czemu pilnie się przyglądała. Nie mogła uwierzyć, że to ta sama ułożona Nadia, która jeszcze wczoraj niczym matka chodziła za Danką, by ta wyrzuciła wysypujące się z kosza śmieci, teraz podskakuje w miejscu i krzyczy z wszystkimi znane przyśpiewki.
Amane wstała i także zaczęła klaskać; nic poza tym. Po mniej więcej kwadransie ludzie zaczęli się zbierać ku wyjściu, niektórzy ruszyli po autografy. Japonce ani się śniło przeciskać przez tłum dla marnego podpisu, więc skierowała się ku wyjściu. Nadia miała jednak inne plany, gdyż mocno pociągnęła ją za rękę. Spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
- Chodź, musimy przecież znaleźć Danutę. - wytłumaczyła. - Chodź!
Zeszły wspólnie w dół, jednak nie wyszły z obiektu. Obserwowały uważnie kręcących się wokół siatkarzy ludzi, ale... Danki nie było ani w tłumie dziennikarzy, ani w kolejce po autografy.

Danka.
- Jak działa to ustrojstwo?
Danka od kilku minut próbowała uporać się z wielką lustrzanką Dionizego, a że wcześniej nie obsługiwała się takim sprzętem, bała się nawet trzymać go w ręku.
Zniecierpliwiony chłopak wywrócił oczami i zabrał z rąk Danusi aparat.
- Danka - obrócił lustrzankę w rękach - źle ją trzymałaś. - Uśmiechnął się do przyjaciółki, a Danka strzeliła facepalma.
- Dziękuję, ratujesz mi życie. - Dyzio oddał jej sprzęt. - Gdyby nie ty, ta lustrzanka wylądowałaby na podłodze.
- Więc uratowałem życie lustrzance. - Wyszczerzył się, a Danusia popukała się w czoło. - Musisz nacisnąć ten wihajster.
- To już wiem - mruknęła, przykładając do twarzy lustrzankę i patrząc przez wizjer. - Nie mogłam go znaleźć.
- Nic dziwnego - zaśmiał się Dyzio.
Do końca rozgrzewko Danka robiła zdjęcia bułgarskim i amerykańskim siatkarzom, a że w przeszłości interesowała się fotografią, nieźle jej szło. Jednak brak funduszy na profesjonalną lustrzankę zaprzepaścił marzenia Danki o dalszym myśleniu o tym hobby. Kiedy ukończyła dzieła, postanowiła je obejrzeć, a nie ukrywając, zdjęcia wyszły jej perfekcyjnie. Kiedy już danusiowe fotki się skończyły, dziewczyna natrafiła na zdjęcia, które wykonał Dyzio, a na nich ujrzała tylko jednego siatkarza.
- Dyziu... - zaśmiała się, a chłopak zwrócił swoje oczy w jej kierunku. - Co to ma znaczyć?
Podała mu lustrzankę, a chłopak spłonął rumieńcem. Gdy Danka zaśmiała się głośniej, a oczy ludzi zgromadzonych obok zwróciły się w ich kierunku, Dionizy, trochę zmieszany ta całą sytuacją, wyłączył aparat i odłożył go na stolik.
- No co? - zapytał. - Też miałem robić parę zdjęć.
- Ale tylko Andersonowi? Czy Leoś wie?
- Ale o czym, Dancia, o czym?
- No o tym, że podkochujesz się Macie Andersonie - zaśmiała się, a teraz Dyzio uderzył się otwartą dłonią w twarz.
- Ciebie to trzeba zamknąć w jakimś zakładzie - westchnął, patrząc w stronę boiska. - Najlepiej takim na Karaibach. Albo na księżycu.
- I tak by mi nie pomógł - mruknęła, szukając swoich przyjaciółek, które także były na meczu. Niestety, Ursynów należał do kategorii hal większych, więc dziewczynie trudno było dostrzec Amane i Nadię w tak dużym tłumie.
I zanim Danka zdążyła mrugnąć, siatkarze weszli już na parkiet, żeby odśpiewać hymny narodowe.
- Jego tył jest o wiele lepszy niż przód - usłyszała podczas przerwy, gdy spiker zapowiadał już hymn Bułgarii.Danka spojrzała na Dionizego, bo to z jego ust padło to stwierdzenie i parsknęła śmiechem. - Boże, powiedziałem to na głos?!
Danusia tylko pokiwała głową, a Dyzio, kolejny raz z resztą, strzelił facepalma. Niestety, nie zdążyła z niego zażartować, bo zabrzmiał hymn siatkarzy znad Bałkanów.
Mecz nie był jakimś nadzwyczajnym widowiskiem, a Amerykanie szybko opanowali sytuację. Kiedy skończył się drugi set, wygrany oczywiście przez Stany, Danka spojrzała na zegarek w telefonie i westchnęła.
- Myślisz, że ten set skończy się w granicach trzydziestu minut, oraz z pozytywnym wynikiem dla Amerykanów? - zapytała po chwili, patrząc znudzonym wzrokiem w stronę boiska, gdzie drużyny już wchodziły na parkiet, gdzie za moment miała zacząć się trzecia partia.
I zgodnie z myślą blondynki set zakończył się po blisko półgodzinie. Tyle, że z korzyścią dla Bułgarów.
- Cholera, spóźnię się na autobus - mruknęła nerwowo, co minutę zerkając na wyświetlacz Nokii.
- Przecież mogę cię podwieźć, przyjechałem moją Wiesią. - Poruszył zabawnie brwiami i wyszczerzył się głupio.
- Tym starym rupieciem? - zaśmiała się. - A poza tym nie chcę, żebyś jechał specjalnie w drugą stronę. Za pół godziny będzie drugi autobus.
- Nie boisz się po nocy jechać? Tyle teraz tych złodziei, gwałcicieli, pijaków, ała, no za co? - jęknął chłopak, gdy Danka uderzyła go w ramię.
- Wiesz... Za całokształt twórczości. - Założyła ręce na piersi i spojrzała w stronę boiska, gdzie trójka amerykańskich siatkarzy z rozbawieniem przypatrywała się zapewne niezwykle interesującej rozmowie blondynki i szatyna.
- Twój Anderson się tu gapi - mruknęła, obserwując jak Matt wraz z Kawiką Shojim i Maxwellem Holtem widząc, że zostali przyłapani na bezczelnym gapieniu się w stronę Danuty i Dionizego, odwrócili głowy w stronę trenera. - Wpadłeś mu w oko, Dyziu!

- Ten. Mecz. Mógłby. Się. Już. Skończyć - syczała przez zaciśnięte zęby Danka, robiąc charakterystyczne przerwy. - Zaraz odjedzie mi ostatni autobus!
 -Przecież ci powiedziałem, że - urwał, gdy Danka zaczęła błądzić po jego twarzy dłonią. - Co ty robisz, do cholery
- Szukam wyłącznika - oznajmiła mu, ściskając jego policzek. - O, tu jest!
- Wiesz zapomnij... O mnie, Wiesi, o podwózce... Zapomnij - powiedział obrażony, odwracajac się od Danki.
- Cicho, piłka meczowa! - pisnęła Danka, machając rękoma przed oczami chłopaka. - Jest! Do widzenia, Dyziu, widzimy się jutro. - Pocałowała go w czoło, wstając, gdy Amerykanie zdobyli wygrywający punkt i pędem udała się w stronę wyjścia z hali Ursynów.


K : To tylko jeszcze ja. druga z Karolin :D Chciałam tylko podziękować Edzi za śliczny nagłówek *.* I zachęcić do komentowania, bo razem z Caro i Misu bardzo chcemy wiedzieć co sądzicie o tym opowiadaniu. Ok, nie truję, mam nadzieję, że wam się spodoba :) Karolajn.

6 komentarzy:

  1. Hahaha. Co ja mogę mówić a właściwie pisać Hm? Danuta mnie rozwala. I ten biedny Dionizy... Xd a Wiesia to wg źle mi się kojarzy. Nie no Dionizy jest boski, ale żeby tak się w Macie podkochiwać. :) chociaż w sumie To ja u siebie na meczach też robię zdjęcia tylko tym cofajniejszym Także się nie dziwię :) Pozdrawiam! I wybaczcie za ten komentarz bez składu i ładu... ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Żal mi Ame jak cholera. Ludzie mają to do siebie, że nawet kuriozalnych spojrzeń nie potrafią powstrzymać. Co z tego, źe jest Japonką, że wygląda inaczej? Przecież to też człowiek, mający takie same prawa.
    Znajomość Dyzia i Danki zaczyna mnie przerażać. Ten pierwszy w ogóle mnie przeraża. Jak można się tak jarać Andersonem?! Niewyobrażalne. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałyście nominowane do Liebster Awards u nas na blogu. Wszelkie informacje na http://beach-forever.blogspot.com/ w specjalnej zakładce.
    Pozdrawiamy, Pepe and Bunn. ;)

    OdpowiedzUsuń