sobota, 20 lipca 2013

Rozdział pierwszy

Nadia

Wakacje na Karaibach były dla Nadii niesamowitym przeżyciem. Gdy dwa tygodnie temu Danka oznajmiła jej, że wyjeżdżają na najpiękniejsze wyspy świata, była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu.
- Nie mam ochoty nigdzie wyjeżdżać, a tym bardziej lecieć - oznajmiła ze skruchą, czując wyrzuty sumienia, gdy odrzucała propozycję współlokatorki.
- Przyda ci się trochę odpoczynku od tego syfu.
Danusia odsłoniła miętową firankę i oczom przyjaciółek ukazała się zatłoczona ulica w centrum Warszawy.
- A mnie się ten, jak ty to ujęłaś, syf podoba! Wolę zostać tutaj i te dwa tygodnie przeznaczyć na coś pożyteczniejszego.
- Jak na przykład...?
- Jak na przykład nauka - dokończyła Nadia - Ty masz to swoje dziennikarstwo, a ja co? Całymi dniami siedzę w domu albo na uczelni i jestem kompletnie zażenowana, kiedy przypominam sobie, co studiuję.
- Filologia polska - powiedziała Danka z nieukrywaną radością - Rzeczywiście, biorąc pod uwagę brzmienie tego czegoś, jest to dosyć zabawne. Filologia polska - powtórzyła i już nie potrafiła powstrzymać ataku histerycznego śmiechu.
Nadia skarciła ją wzrokiem, co zdarzało jej się coraz częściej.
- Wracając do tematu - powiedziała wymownie podniesionym głosem - Z wakacji na Karaibach nici. Przykro mi, kochanie.
- Nie mów do mnie kochanie! - wybuchnęła całkiem przewidywalnie - Czasami zachowujesz się jak moja matka, a przecież ja nie potrzebuję takiego rygoru. Jestem bardzo spokojną i zrównoważoną osobą, która stara się o stateczne życie. Jako dziennikarka sportowa spełniam się całkowicie, ponieważ, jak wiesz...
- Wiem, wiem - Nadia przerwała jej wywód, ponieważ dobrze znała przyjaciółkę i takie monologi w jej wykonaniu mogły skończyć się za parę godzin.
- Okej, w takim razie pakuj się, wyjeżdżamy w piątek! - oznajmiła Danka z nieukrywanym entuzjazmem.
- A kupiłaś bilety? Zarezerwowałaś miejsce w hotelu, zaplanowałaś pobyt tam?
- Oj, proszę cię, nie psuj mi zabawy. Czy ty zawsze musisz być taka poukładana, skrupulatna i denerwująca?
- No dobrze - powiedziała zrezygnowana Nadia - Myślę, że...
- Wyjeżdżasz ze mną i koniec! Te wakacje dobrze ci zrobią, może w końcu przejrzysz na oczy.
- Słucham? - zapytała - A dlaczego niby miałabym przejrzeć...
Danka uniosła gwałtownie rękę i uciszyła ją. Nadia była osobą, która starała się wysłuchać innych do końca, nawet jeśli nie zgadzała się z ich opinią. Jednak w sprawie swojego charakteru, który tak bardzo irytował Dankę, była stanowcza.
- No dobrze - powtórzyła - Pojadę na te całe Karaiby.
Dwa tygodnie później, gdy wysiadały z samolotu, Nadię przepełnił smutek. Karaiby okazały się idealną odskocznią od codzienności. Drinki, w przypadku Nadii oczywiście bezalkoholowe, niemalże codziennie; opalanie się na złocistym piasku lub przy hotelowym basenie; spanie do godziny jedenastej; długie kąpiele w wannach przypominających rozmiarami baseniki dla dzieci; rozkoszowanie się słońcem, kąpanie na lazurowym wybrzeżu; relaks w hotelowym SPA - czyli wszystko to, czego nie zaznała zwyczajna, poukładana, szara studentka z Warszawy.
- Te wakacje były wspaniałe! - podsumowała Nadia z nieznanym sobie entuzjazmem - Szkoda, że musiałyśmy już wracać.
- Bądź cicho! Ludzie patrzą na nas jak na idiotki.
Nadia skarciła ją wzrokiem.
- Mówiłam ci, że nie będziesz żałować - kontynuowała niewzruszona Danka.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - wykrzyknęła i uścisnęła przyjaciółkę.
Kobiety zabrały dwie ogromne skórzane walizki z luku bagażowego.
- Jak dobrze, że cię mam. Gdyby nie ty, te dwa tygodnie spędziłabym w Warszawie, najprawdopodobniej w jakimś zadymionym pubie.
- Ach, wiem, że jestem geniuszem - powiedziała Danusia z udawaną wyższością.
- A poza tym - dodała Nadia - przekroczyłam moje wszelkie bariery przyzwoitości i nie mam z tym najmniejszego problemu.
Danka prychnęła pod nosem i już zamierzała rzucić ripostę, kiedy nagle wpadła na kogoś z impetem.
- O Boże, przepraszam! - przyjaciółki usłyszały piskliwy głos zwracający się do nich po angielsku. Nadia musiała schylić głowę, by zobaczyć znacznie od niej niższą szatynkę. Była drobna, choć mierzyła na oko metr siedemdziesiąt i wyglądała całkiem sympatycznie, mimo że na jej twarzy malowało się przerażenie. Wyglądała na Japonkę, Koreankę, Chinkę... Kobieta nigdy nie potrafiła rozróżnić tych narodowości.
- Przepraszam was bardzo - podała im rękę - Mam na imię Amane. Pochodzę z Azji i trafiłam tutaj całkiem przypadkiem, dlatego jestem trochę skołowana.
Danusia zobaczyła życzliwy uśmiech na twarzy przyjaciółki i już wiedziała, co za chwilę usłyszy.
- Chętnie ci pomożemy! - wykrzyknęła szatynka - Ja mam na imię Nadia, a to jest Danuta.
...i już po chwili cała trójka zmierzała do wyjścia energicznym krokiem.


Amane


Nie tak to wszystko miało wyglądać.
Była tak bardzo szczęśliwa, że coś po prostu musiało się zepsuć. Tyko dlaczego akurat w takim momencie?!
Amane szła w milczeniu przez już od kilku minut przebierając tylko nogami. Było jej wstyd, że naprzykrza się pierwszy raz spotkanym dziewczynom z lotniska. Z drugiej strony ogarniała ją taka złość, że ledwo czuła ból, wbijanych w wewnętrzną stronę dłoni przydługawych paznokci.
- Więc jak to się stało, że jesteś tu... przez przypadek? - usłyszała głos którejś z nich, a przez głowę przemknęły jej ostatnie trzy doby.
Tak bardzo chciałaby cofnąć się o choćby kilkanaście godzin wstecz.
Po drugiej zmianie w jednym ze sklepów odzieżowych, kiedy otrzymała dość wysoką wypłatę ("zostawanie po godzinach jednak miało sens!") i przeliczyła oszczędności w domu okazało się, że spokojnie starczy jej na bilet do Londynu i podróż do miasta rodzinnego jej babci, gdzie miała przebywać. Uradowana zabrała z szafy wielką walizkę i spakowała wszystko co mogło jej się przydać. Nareszcie spełni jedno z nielicznych marzeń. Z szuflady przy łóżku wyjęła kartkę z wykaligrafowanym listem do rodziców. Miała go przygotowanego od ponad pół roku i tylko czekała aż będzie mogła zostawić go do przeczytania. W końcu nadszedł ten moment; weszła do kuchni, położyła na stole kartkę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jak zwykle panował tu nieporządek. Z uśmiechem stwierdziła, że pod żadnym pozorem nie będzie tęskniła za tym domem.
Jej młodsza o kilka lat siostra nareszcie skończyła szkołę i może zająć się chorą, wiecznie narzekającą matką. Czyż to nie idealny moment na "ucieczkę" z domu? Starała się jak najszybciej mogła zarobić pokaźną sumę pieniędzy, więc z radością myślała o setkach zarobionych jenów.
Przez uchylone do pokoju dziennego drzwi, dziewczyna ujrzała dwie postaci. Starszy mężczyzna tulił do siebie kobietę w podobnym wieku, przy czym razem oglądali telewizję. Amane nawet nie pomyślała o tym, żeby pójść się pożegnać. Prychnęła pogardliwie i wyszła z domu.
- Żegnajcie kochani. - mruknęła sarkastycznie gdy wsiadała do Pociągu jadącego w kierunku Tokio.
Gdy już dotarła na lotnisko, zakupiła bilet (rzecz jasna, w klasie ekonomicznej) i z niecierpliwością oczekiwała samolotu. Dopiero po dwóch godzinach mogła zasiąść w niewygodnym fotelu przy oknie i obserwować niebiańskie jej zdaniem widoki. Niedługo jednak to trwało, bo myśli o Londynie zajęły ją całkowicie. Znów znalazła w jednej z kapsuł London Eye i podziwiała panoramę miasta. Ciemne dachy, w oddali aż rażące oczy zielone łąki... Ach, pięknie! Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem przez długi czas patrzyła prze szybę. Kiedy miała już dość kłębiastych, wyglądających niczym wata cukrowa chmur, zamknęła oczy i zasnęła, a wiadomo o czym śniła. Dopiero donośny głos stewardessy, która cały czas uparcie mówiła o lądowaniu, wyrwał ją z krainy marzeń.
Amane ze zdziwieniem spojrzała na zegarek; lot powinien trwać jeszcze co najmniej dwie godziny... Być może po prostu nie było przeszkód i przybędziemy trochę wcześniej, uspokajała się. Dopiero skrzeczący głos obwieścił lądowanie w Warszawie, dziewczyna zastygła w bezruchu. Czyżby się przesłyszała?
Błyskawicznie spojrzała na bilet: "Tokio - Warszawa". Chwila, przecież wyraźnie mówiła o Londynie! Dlaczego zatem miała trafić do zupełnie innego miasta? Za nic w świecie nie potrafiła tego zrozumieć.
Przy lądowaniu przez zmrużone oczy obserwowała kąpiącą się w świetle pełnego księżyca Warszawę. Nie miała innego wyboru, musiała wyjść z maszyny i jakoś wyjaśnić tą pomyłkę.
Tak też zrobiła. Zabrała swoje bagaże i zbulwersowana szybkim krokiem udała się do działu informacyjnego, jednak nikogo tam nie zastała. Zrezygnowana westchnęła głęboko i ze spuszczoną bezsilnie głową postanowiła iść poszukać jakiegoś miejsca, gdzie mogłaby przetrwać noc, bo o śnie nawet nie myślała.
Zrobiła tyko kilkanaście kroków i wpadła na te właśnie dwie dziewczyny, z którymi teraz szła. Do czego to doszło, żeby ona, nieufna Amane, szła z dwiema praktycznie nieznajomymi dziewczynami Bóg wie gdzie?!
Jak na zawołanie, poczuła na ramieniu dotknięcie dłoni tejże samej dziewczyny, która zadała jej pytanie.
- Hej, wszystko w porządku? - zmartwiła się spoglądając jej w twarz. Azjatka jedynie spojrzała w ziemię.
- Tak, może być. - odrzekła szybko. - Jak się tu znalazłam? Otóż najprawdopodobniej sprzedano mi zły bilet. W tym momencie miałam dolatywać do Londynu, a utkwiłam w Warcz... War...
- W Warszawie. - poprawiła ją szatynka-Nadia.
- No właśnie, nawet nie umiem poprawnie wymówić gdzie jestem. - westchnęła, a w ciemnych oczach miała wypisany tylko niewyobrażalnie wielki smutek. - W każdym razie, nie chciałam się tu znaleźć, to był nieszczęśliwy wypadek. Przepraszam, że musicie mnie teraz znosić.
- Nie masz za co przepraszać! - szybko odpowiedziała Danuta. - To przecież my zaproponowałyśmy ci pomoc.
- W takim razie... dziękuję. - uśmiechnęła się serdecznie do obu dziewczyn, a one odpowiedziały tym samym. Od początku wiedziała, że dogada się z nimi, jednak z minuty na minutę była tego coraz bardziej pewna.
Przez chwilę szły w milczeniu. Dopiero po jakiś czasie blondynka wskazała na jeden z bloków.
- O, tam mieszkamy. - powiedziała, po czym spojrzała na jej skwaszoną minę i roześmiała się w głos. - Spokojnie, mamy windy, nie musisz targać walizki po schodach.
Amane przyjęła tę wiadomość z wielką ulgą; po wielogodzinnej podróży padała na twarz, dlatego też z przyjemnością obserwowała jak odległość do bloku zmniejsza się. Winda, poza muzyką płynącą z głośników, nie różniła niczym od tych japońskich. Wjechały na drugie piętro i weszły do mieszkania na prawo. Zmęczenie brało nad nią panowanie i nawet obraz przedpokoju rozmazywał się przed oczyma. Mimo wszystko, już po przekroczeniu progu zrozumiała, że jest jej tu wyjątkowo dobrze...


Danka

- Mamy akurat wolny pokój - trajkotała Danka, gdy wraz z Nadią i nową znajomą Amane weszły do zamieszkanego przez dwie przyjaciółki mieszkania. Nie było tu zbyt dużo miejsca; trzy małe pokoje, kuchnia, łazienka oraz salon, ale Danka wolała określenia składzik, gdzie jest po prostu wszystko. Salonem tego nazwać nie można było. - Mój przyjaciel, Dyzio, zamieszkał ze swoim partnerem, więc jego pokój świeci wielmożnymi pustkami. - Wyszczerzyła się do Japonki, który z natury była chyba bojaźliwa, bo wciąż patrzyła na blondynkę nieufnym spojrzeniem. A raczej Danka miała takie wrażenie. - Nie bój się, nie zjemy cię. Przynajmniej ja, nie wiem jak Nadia.
- Akurat z nas dwóch, to ja jestem ta normalna. Nie przejmuj się nią, ona tak zawsze - Nadia zwróciła się do Amane, a Danka przewróciła oczami.
- Więc, Aname...
- Amane - poprawiła ją dziewczyna, a Danusia machnęła ręką. 
- ...jak podoba ci się Warszawa? Trochę tu deszczowo, co? Ale ja lubię deszcz, a zwłaszcza spacery podczas deszczu... Romantyczne, prawda? Mimo, że na codzień te całe słodkie parki, co się wszędzie obwieszczają ze swoim wielkim love story sprawiają, że rzygam tęczą, ale wizja spaceru podczas deszczu, albo burzy sprawia, że na ten moment ściągam maskę twardej laski i jestem romantyczna.
- A potem wizja przeziębienia zatrzymuje cię w łóżku z gorączką, a twoim jedynym romantykiem jest antybiotyk. - Zaśmiała się Nadia, co sprawiło, że Danka się trochę zgasiła. 
Po chwili jednak znów zwróciła się do Japonki.
- Amane, na ile tu zostajesz? - zapytała Blondynka, uśmiechając się do Azjatki.
- Myślę, że na dłuższy czas - dziewczyna skrzywiła się na samą myśl. - Niestety nie mam na razie pieniędzy na powrót.
- Chętnie byśmy ci pomogły, ale... - zaczęła niepewnie Danusia, ale Amane pokręciła głową.
- Już dość zrobiłyście, że przyjęłyście mnie pod swój dach.
- A to dziwne? - zaśmiała się Danka, wymieniając spojrzenia z Nadią. - Przecież nie jesteś seryjnym mordercą ani złodziejem.
Wymianę zdań pomiędzy dziewczynami przerwał dzwonek telefonu blondynki i głośne Heart skip a beat jej ukochanego Olly'iego rozniosło się po całym mieszkaniu.
- Niziu? - zaśmiała się, nazywając swojego przyjaciela najpieszczotliwiej jak potrafiła. Wiedziała, że tego niecierpi, a i tak przy każdej okazji chciała go tym wkurzyć.
- Dio-ni-zy - sylabował, opanowując złość. Danka tylko się zaśmiała, a Dyzio głośno chrząknął. - Szef jeszcze nie widział twojego zeszłotygodniowego artykułu.
Na sam dźwięk tych słów spojrzała na Amane i Nadię, które radośnie ze sobą rozmawiały. Niezauważalnie i cicho blondynka przeszła do swojego pokoju.
Dobrze wiedziała o tym, że jej gburowaty i niemiły szefuncio nie dostał od niej jeszcze artykułu. Specjalnie mu go nie dała? Jasne. Danka już taka była, że gdy ktoś zalazł jej za skórę, odpowiadała mu atakiem, lub złośliwością.
- Dyzio, czy ty masz mnie za idiotkę? - zaśmiała się głośno, a jej przyjaciel tak jakby się zawahał.
- Eeem tak? - zapytał retorycznie. - Danka, to już nie chodzi o to. Olewasz wszystko i wszystkich.
- Ciebie nie olewam - zaprotestowała.
- Nie olewasz tylko wtedy jak mam w szafce Cheerios, albo chcesz posłuchać muzyki na moim iPodzie - sprostował, a Danka przegryzła wargę. Tak to wyglądało? - Posłuchaj. Za dwa tygodnie w Polsce odbywają się siatkarskie Mistrzostwa Świata, pamiętasz? - zapytał, ale ona tylko westchnęła.
Pamiętała, bo Dionizy nadawał o tym cały czas.
- Tak i twoja niespełniona miłość, Matt Anderson będzie w naszym kraju - powtórzyła to, co Dyzio opowiadał jej od zeszłorocznej Ligii Światowej, kiedy to Amerykanie zaszczycili Polskę swoją wizytą. Swoją drogą, śliniący się Dyzio na widok jakiegoś tam siatkarza, to niezły widok. Szkoda tylko, że ten jego... jak mu tam... Leon tego nie widział...
- Tak. Jednak czasem mnie słuchasz. - W jego jego głosie usłyszała nieskrywany entuzjazm. - Załatwiłem ci artykuł do napisania. Tylko już nie nawal!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz